Czcionka:
Kontrast:
Współpraca w czasie kryzysu
data dodania: 07.03.2023
Współpraca w czasie kryzysu

Jak powinno się dialogować i współpracować między administracją a organizacjami społecznymi, aby skutecznie radzić sobie z sytuacjami kryzysowymi i osiągnąć efekt synergii, a więc coś więcej, niż gdyby „każdy sobie rzepkę skrobał”? Warto się nad tym faktycznie zastanowić stawiając pytania o relacje między partnerami, dla których współpraca i dialog są fundamentalne, a przynajmniej być powinny!

 

Jest tu cały szereg pojęć i kategorii, z których każda -w świetle dynamicznie zmieniającej się sytuacji jakiej funkcjonujemy – domagałaby się komentarza, a przynajmniej próby doprecyzowania: współpraca, kryzys („sekwencja kryzysów”, „lawina kryzysów”, „następstwo kryzysów”, „sieć kryzysów”…), dialog, synergia, organizacje i administracja…

Myślę, że zapraszającym zależało na tym, aby zastanowić się jak powinno się dialogować i współpracować między administracją a organizacjami społecznymi aby skutecznie radzić sobie z sytuacjami kryzysowymi oraz aby osiągnąć efekt synergii, a więc coś więcej, niż gdyby „każdy sobie rzepkę skrobał”.

Warto się nad tym faktycznie zastanowić stawiając pytania o relacje między partnerami („partnerami”), dla których to relacji współpraca i dialog są fundamentalne (a przynajmniej być powinny!).

 

***

 

Zacznijmy od ćwiczenia wyobraźni – jak moglibyśmy „zobrazować” schemat stabilnego modelu społecznego?

W tym modelu podstawę tworzy demografia, środowisko i technologia (a być może dałoby się wymienić także inne składowe, które determinują nasze zbiorowe życie). Szczyt z kolei wieńczy „dach”, na który składają się normy, wartości, idee. Lecz pomiędzy nimi są trzy „kolumny”, które wiążą całość, zapewniając trwałość „budowli”. Pierwsza kolumna to sfera władzy (government), druga to rynek (profit), a trzecia? To obszar dobrowolnej samoorganizacji społecznej, oddolnej aktywności obywateli – to miejsce, gdzie aktywne są podmioty określane mianem NGOs (non government, pozarządowe), organizacje non profit czy też po prostu „trzeci sektor”.

Jak popatrzymy na ten schemat to wydaje się być on czymś bardzo solidnym, stabilnym, trwałym, pasywnym („stojącym), niezmiennym… Ale to tylko pozór i ułuda, bo ten „system” poddawany jest rozlicznym „przeciążeniom”. I z tego powodu jest dokładnie odwrotnie, bo charakteryzuje go niezwykła dynamika, kruchość, związany z nim częsty brak stabilności, niewielka przewidywalność kierunku zmian oraz czynników na nie wpływających. A przy tym bardzo ważne jest to, że wszystkie elementy są ze sobą powiązane, co sprawia, że równie ważne jest to, co się dzieje „wewnątrz” składowych tego schematu / modelu, jak i to, jakie reakcje zachodzą pomiędzy nimi (w tym zwłaszcza między „kolumnami”).

W dodatku pamiętać przy tym powinniśmy, że równie istotna jest równowaga w obrębie systemu, jak jego zdolność do adaptacji, transformacji, innowacji. A więc cały czas idzie o umiejętny balans między trwaniem i rozwojem, ciągłością i zmianą. O to jak przetrwać i się rozwijać?

 

***

 

Zacząć można od pytania o stabilność podstawy bo mamy tu do czynienia z ogromnymi wyzwaniami demograficznymi: załamanie dzietności, starzenie (srebrne tornado), napięcia związane z migracjami (a w naszych realiach brak polityki migracyjnej i polityki integracyjnej). Wymieniać można by dłużej.

Równie istotne są zmiany, jakie dla trwałości systemu społecznego niosą zmiany w sferze technologii (automatyzacja, robotyzacja, rola social mediów, rozwój infrastruktury, ale też koszty jej wytworzenia i utrzymania, ingerencja technologii w różne sfery życia – od biologicznego wymiaru życia na poziomie nano po wymiar kosmiczny, nie wspominając już o roli technologii w konfliktach współczesnego świata – tak pozytywnej, jak i negatywnej).

Do tego należy dodać kontekst środowiskowy oraz wszystko to co związane jest z gwałtownymi zmianami klimatycznymi i ich skutkami (tak nierównomiernie rozłożonymi w skali nie tylko globalnej).

Wszystko to uświadamia nam jak kruche są podstawy naszego społecznego bytowania, jak poważne wiążą się z tym wyzwania i odpowiedzialność. I nie trzeba tego analizować wyłącznie w kontekście procesów globalnych czy kontynentalnych. Uświadamiamy to sobie i odczuwamy bardzo mocno także w naszych małych ojczyznach.

 

***

 

Podobnie rzecz się ma z „konstrukcją dachu”, co zresztą silnie jest uzależnione od tego, co się dzieje w „podstawie” (choćby z racji wpływu technologii komunikacyjnych). „Dach” to sfera dóbr kulturowych (dziedzictwo, pamięć, twórczość), naszego zasobu symbolicznego w tym tożsamości, ale też kluczowy wymiar reguł i norm. Jakież tu są napięcia, jaka dynamika zmian, wyzwania… Można zapytać nas samych: czy aby na pewno w Polsce „siedzimy pod tym samym dachem”? Czy jest pod nim miejsce dla wszystkich?

Dach (system wartości i przekonań) determinuje przewidywalność procedur oraz określa reguły i normy, które z kolei „sterują” prawem (praworządność) oraz zapewniają ład instytucjonalny. Często w tym kontekście odwołujemy się do zasady trójpodziału władzy i systemu check and balance (równowagi, wzajemnej kontroli i powstrzymywania).

Ale ona nie dotyczy tylko struktur i sfery władzy i ich wzajemnej relacji, bo to, co się dzieje między nimi rzutuje na trwanie bądź dekonstrukcję całego systemu, na relacje z innymi „sektorami”.

Jakie są możliwe ryzyka i wyzwania:

  1. Destrukcja „sektora I” oznacza, że wali się cały system (państwo upadłe).
  2. Ale system się „przewraca” także wtedy gdy władza „spuchnie”, uzurpując sobie dodatkowe kompetencje i uprawnienia, zawłaszczając to co przynależy do sektora II i III – podporządkowując je sobie, zniewalając. Gdy zawłaszczy i podporządkuje sobie sektor II (rynek) to mamy coś, co już ćwiczyliśmy, czyli „socjalizm”, a więc system nieefektywny i niesprawiedliwy z definicji. Gdy zaś podporządkuje sobie sektor III to zniewoli społeczeństwo i powstanie państwo autorytarne (tak mamy dziś w Rosji).

Rzecz jednak polega na tym, że wcale nie musimy mówić o skrajnym, doprowadzonym konsekwentnie do końca modelu scentralizowanego, monocentrycznego państwa totalitarnego. Obserwacja różnych miejsc na świcie pokazuje nam jak groźne są pokusy tworzenia modelu państwa autorytarnego, w którym (przy pomocy różnych środków) władza polityczna (najczęściej scentralizowana) dąży do podporządkowania sobie innych sfer ludzkiej aktywności. Każdy z krajów zachowuje przy tym swoją specyfikę, ale natężenie działań jest niepokojące i cechuje się wieloma wspólnymi elementami. Jak na tym tle wygląda Polska? Niestety, kiepsko – a świadczą o tym nie tylko nasze doświadczenia, ale też stałe w ostatnich latach osuwanie się we wszystkich rankingach demokratyczności systemów państwowych!

  1. Ale może być i tak, gdy to sektor II podporządkuje sobie władzę – wtedy rządzi oligarchia, co na dłuższą metę grozi gigantyczną korupcją (kleptokracja) i upadkiem gospodarki, a jednocześnie degradacją państwa i moralnym regresem społeczeństwa. Na to także znajdziemy sporo potwierdzeń gdy się dobrze rozejrzymy wokół…
  2. I wreszcie może być i tak, że społeczeństwo tak się zradykalizuje, że zrodzi ruch populistyczny czy też doprowadzi do faszystowskiej mobilizacji, która doprowadzi do „podporządkowania” państwa i gospodarki. To też już widzieliśmy.

 

***

 

Musimy zatem zdawać sobie sprawę z tych ryzyk i naszych doświadczeń po to, aby docenić równowagę systemu. Ona będzie możliwa tylko wtedy, gdy żaden z filarów nie „rozsadzi” układu przez swój niekontrolowany wzrost albo z drugiej strony nie doprowadzi do upadku, gdy któryś z filarów „skruszeje”.

To wymaga uwagi, stałej troski, kompetencji, rozsądnego rozważania spraw publicznych czyli zaangażowania…, z którego nikt nie jest zwolniony. I oczywiście podejmowania stałego trudu dialogowania.

Bo system nie jest stabilny „z definicji”. Stale „negocjujemy” kształt naszego porządku, czyli relacje między sektorami i między ich elementami składowymi, uprawnienia, kompetencje, zależności, służebności, zobowiązania, reguły wzajemnego wsparcia itd.

Tyle tylko, że takie dialogiczne negocjacje mogą odbywać się wyłącznie w modelu demokratycznym. Bo tylko on gwarantuje wolną i swobodną dyskusję, otwartą krytykę, możliwość artykułowania interesów i zgłaszania aspiracji. Żeby to było możliwe potrzebne są trwałe i czytelne reguły, sprawne procedury i stabilne instytucje, dbające o to, aby żadna ze stron się nie wynaturzyła. Jeśli tak, to kluczową rolę odgrywają niezależne instytucje nadzorcze i kontrolne, którym podlegają na równych prawach wszyscy uczestnicy procesu negocjacyjnego. Muszą być też instytucje (miejsca), gdzie te negocjacje (dialog) mogą się toczyć na równych prawach, a także instytucje eksperckie, doradcze, ewaluacyjne, monitorujące (watch dogi), które dbają o to, aby dialog był merytoryczny, uczciwy, sensowny, sprawny i efektywny.

To niezwykle skomplikowany system, w którym uczestnicy skupiają się nie tylko na tym, aby być efektywnymi (np. wykorzystując przewagę finansową, polityczną, technologiczną czy jakąkolwiek inną narzucać pozostałym swoje zdanie i wymuszać posłuszeństwo), ale też na tym aby dostrzegać wartości i interesy pozostałych uczestników procesów społecznych. Tylko przy spełnieniu tego warunku można się darzyć zaufaniem, co z kolei jest kluczem do wiarygodności procesu negocjacji, które polegają na szukaniu kompromisu, nie zaś na narzucaniu swojej woli lub kupowaniu poparcia.

Jeszcze raz podkreślę - aby to było możliwe konieczny jest nasz tytułowy dialog, czyli dobra komunikacja, której fundamentem jest swobodny przepływ informacji (ale to warunek dalece niewystarczający).

 

***

 

Jak to wygląda u nas? Łatwo odpowiedzieć na to pytanie, w sytuacji gdy ład instytucjonalny jest stale destruowany (J. Hausner: hurtowa degradacja instytucji), gdy brakuje nam stabilności i przewidywalności reguł i procedur, gdy zamarły wszelkie reguły dialogu międzysektorowego…

Dzieje się tak za sprawą „sektora I”, czyli szeroko rozumianej sfery władzy. I ktoś mógłby powiedzieć: nam, pozarządowcom (czy też przedsiębiorcom) nic do tego, nie mamy na to wpływu, jesteśmy tego ofiarą… Tak można powiedzieć, ale to nie jest takie oczywiste. I nie można tego pozostawić na boku, także dlatego, że brak dialogu i zaufania, niska wiarygodność instytucji oraz nie uwzględnianie potrzeb, lęków i aspiracji społecznych, nie mówiąc już o załamaniu stabilności i przewidywalności procedur, generuje ogromne koszty. Niekiedy mogą być one nawet nieuświadamiane, czy też „niewidoczne”, ale są nieuchronne, nawet jeśli będzie to w dłuższej perspektywie czasowej.

 

***

 

Kluczową kwestią jednak nie jest wymiar „pragmatyczny”, technokratyczny, na którym często się skupiamy (bo mamy nadzieję, że to się wszystko da łatwo „naprawić”). Kluczowy jest problem związany z kruszeniem się pewnego rodzaju „modelu etycznego”. Gdy rozpada się wspólny „dach” jednostki i grupy (zwłaszcza te słabsze) stają się bezbronne wobec dominujących sił z tych trzech „kolumn” – państwa i biznesu, ale też ze strony zmobilizowanych sił społecznych (np. ruchów fundamentalistycznych)

Dach zaś rozpada się wtedy, gdy dialog jest:

- selektywny (z niektórymi rozmawiamy, a innych ignorujemy – np. kłopotliwe środowiska się „obchodzi” – Komitety PAN)

- „unikowy” (unikamy trudnych, kontrowersyjnych spraw – nie chcemy o nich rozmawiać, dyskutować, prowadzić dialogu, tylko narzucamy własną wolę)

- pozorny (niby rozmawiamy bo potrzebny jest „listek figowy” konsultacji…)

- interesowny (i nie chodzi tylko o „korzyści materialne” czy wprost polityczne, idzie też np. o zyskanie na wiarygodności albo nawet o „pranie brudnej reputacji”)

 

***

 

Dach rozpada się także wtedy gdy dialog jest świadomie „zabijany”. Odrzuca się go co do zasady, uznając, że „druga strona” nie ma prawa do uczestnictwa w nim bo brakuje jej kompetencji, kieruje się złymi intencjami, jest nielojalna, zdradziecka i co tam jeszcze. Najgorsze jest w tym to, że przyzwyczajamy w ten sposób ludzi do „nie dialogiczności”. Pokazujemy im, że odrzucanie rozmowy, manipulowanie, podważanie zaufania do dialogu, dyskredytacja kompromisu itd. to są „normalne działania”. Otóż nie są! Pamiętajmy też o tym, jak subtelne jest powiązanie między dialogiem a sprawiedliwością proceduralną i decyzyjną. Nawet jeśli na końcu zostanie podjęta decyzja słuszna (a raczej: efektywne) to jeśli wcześniej zignorowane zostały reguły proceduralne, które zakładały dialog to taka decyzja pozostaje niesprawiedliwa (a więc nieetyczna). Jak fatalne ma to skutki dla naszego życia społecznego!

 

***

 

Oczywiście to nie jest tak, że mamy do czynienia wyłącznie z negatywnymi przykładami. Wbrew wszystkiemu jest w nas bardzo duży potencjał dialogiczności i wiele można podać przykładów na ciekawe inicjatywy, choćby ogólnopolski panel deliberatywny – społeczna debata na temat ubóstwa i wykluczenia energetycznego (Kuba Wygnański i „Stocznia”). Albo prace zespołów eksperckich w czasie pandemii, które tworzyły swoje diagnozy i propozycje właśnie na drodze eksperckiego dialogu. Albo to co się działo przy okazji pomocy dla uchodźców co przecież wymagało koordynacji wielu podmiotów i środowisk w lokalnych społecznościach, a to z kolei bazowało na dialogu środowiskowym (tak to przynajmniej wyglądało u mnie w Bytowie). A ileż odbywa się w różnych miejscach debat, dyskusji, warsztatów, paneli… Każdy z nas mógłby przywołać mnóstwo przykładów, które zaświadczają o tym, że ludzie w lokalnych społecznościach chcą ze sobą rozmawiać!

 

***

 

Pojawia się cały czas pytanie jak prowadzić dialog w sytuacji „stosunków nierównościowych” i to coraz bardziej… Kruszy się lista partnerów a ci, którzy przetrwali są coraz słabsi, coraz mniej chętni do współpracy albo też coraz bardziej obciążeni i coraz bardziej ostrożni, co widać na przykładzie samorządów, które walczą o swoją autonomię i podmiotowość i których finanse są coraz mniej „własne”.

Trudna jest też sytuacja biznesu, który albo ogranicza swoje społeczne zaangażowanie, albo też  dokonuje wyboru spraw najpilniejszych i najtrudniejszych, skupiając się na „socjalu” i działaniach pomocowych, bo rośnie też na to presje w miarę jak w coraz większym kryzysie są usługi publiczne, co jest ubocznym efektem dysfunkcjonalności państwa.

To jest zresztą generalny problem – w miarę pogłębiania się kryzysu usług publicznych rosną oczekiwania, że „ktoś pomoże”, a jednocześnie możliwości organizacji też się kurczą (albo inaczej – rośnie liczba tych, którym trzeba pomagać).

W dodatku organizacje są stale stygmatyzowane, odmawia się im prawomocności (kto was wybrał?, jakim prawem się o coś dopominacie i w czyim imieniu), a zwłaszcza uderza się w ich wiarygodność, rzetelność i uczciwość. Dwa przykłady: co się mówi o organizacjach w kontekście edukacji – że idą do szkół demoralizować, niszczyć…. Drugi przykład to pomysły na wprowadzenie rozwiązań nadzorczych wzorem Węgier i Rosji – chwilowo zawieszone, ale sama dyskusja już wskazywała, „z kim mamy do czynienia”, a więc podważała nawet legalność działań organizacji.

 

***

 

Największym problemem w prowadzeniu dialogu między NGOs a administracją jest nie to że nie ma równości (bo to sprawa oczywista), ale to, że organizacjom coraz trudniej o autonomię i podmiotowość. Dzieje się tak z powodu uzależnienia finansowego (i słabości ekonomicznej organizacji), rosnącego nadzoru i lawiny wymogów kontrolnych. nieustannie zmieniających się regulacji prawnych, biurokratyzacji… Czy to zarządzanie poprzez chaos i strach?

Ważniejsze jest chyba jednak to, czego się często od organizacji oczekuje: przymilności i usłużności. A władza (tak rządowa, jak i samorządowa, a niekiedy także biznes) potrafią to skutecznie wymuszać (czy raczej „zachęcać”). Kluczowym mechanizmem jest tu selektywne wsparcie, które prowadzi prostą ścieżką do klientelizmu (który jest czytelnym mechanizmem powstawania systemu oligarchicznego). W czym się wyraża? Choćby w tworzeniu swoich organizacji i wspieraniu ich z naruszeniem własnych zasad. Lub też tworzeniem zasad „pod organizacje”. Albo „selektywnością informacyjną”. Nie mówiąc już o przejawach „troski” (lub inaczej – nacisku) aby wygrały te, które mają wygrać.

 

***

 

W sumie nie powinno nas dziwić tworzenie takiego systemu… Trzeba jednak można podkreślać, co jest kluczowym interesem III sektora. S. Ossowski nazywał to „interesem zasad”. A jego fundamentem jest stała pamięć o tym, że organizacje legitymuje wyłącznie ich wiarygodność, którą czerpiemy z przydatności społeczeństwu.  Użyteczność, nie usłużność!

Kto w imię „interesu korzyści” sprzeniewierza się „interesowi zasad” niszczy społeczeństwo obywatelskie. Albo przykłada rękę do tego, co nazywam tworzeniem „autorytarnego społeczeństwa pseudoobywatelskiego”. W takim zaś modelu nie ma miejsca na autentyczny dialog. Dialog – co chcę mocno podkreślić – jest w Polsce normą ustrojową. Oto w Preambule Konstytucji RP czytamy: W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny (…) my, Naród Polski − wszyscy obywatele Rzeczypospolitej (…) ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.

Zaś w Rozdziale I „Rzeczpospolita” w art. 20 napisano: Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej.

Trudno o mocniejsze i bardziej jednoznaczne zobowiązania – w ich świetle wynika, że dialog to nie tylko ważna reguła życia społecznego, ale wprost jest on instrumentem rządzenia, z którego władza publiczna nie może korzystać selektywnie. Ona jest konstytucyjnie zobowiązana do stosowania go.

***

 

Ta reguła jest tym ważniejsza, że coraz bardziej problematyczna staje się z punktu widzenia administracji rosnąca różnorodność, wręcz amorficzność „strony społecznej”. To już nie tylko stowarzyszenia (w tym specyficzne OSP i KGW) oraz fundacje, ale też grupy nieformalne (ad hoc, chwilowe asocjacje, grupy zadaniowe, flesh moby, kręgi protestu i oporu), grupy międzysektorowe (LGD), społeczny ruch ekspercki (Komitety PAN; ciała doradcze – np. w czasie pandemii), grupy wsparcia i współpracy (po wybuchu wojny w Ukrainie), grupy hobbystyczne, kręgi towarzyskie… Bardzo trudno jest  koordynować, kontrolować, wyławiać liderów, z którymi można i należy negocjować. Bo to nie jest – tak lubiana przez biurokrację – struktura (mająca w dodatku jasne reguły formalne), lecz raczej rój (ale też nie do końca to dobra nazwa, choć oddaje ona wielkość i intensywność ruchu, bo rój to zbiór identycznych „stworzeń” a to jest świat bardzo zróżnicowany, amorficzny, płynny, zmienny, nieustannie przepoczwarzający się). Cały czas szukamy „klucza interpretacyjnego” – właściwych nazw (ruch, nowo-plemiona), ale tym bardziej szukamy reguł prawnych i administracyjnych, które zapewnią możliwość dialogowania z tą sferą (gdy już taka chęć dialogowania się pojawi…).

 

***

 

Myślę jednak, że kultura dialogu mimo wszystko w Polsce powoli się rozwija, mimo okresowych regresów. Trudno przecież sobie wyobrazić życie społeczne bez dialogowania! Taka jest nasza natura – cały czas gadamy z innymi. To nic nadzwyczajnego. A wręcz przeciwnie – dialogowanie jest naszą najgłębszą potrzebą.

Nie dajmy się zatem zniechęcić, ale unikajmy też manipulacji, działań pozornych, nie bądźmy usłużni, szanujemy swoją niezależność.

Nie poddawajmy się „korupcji słowa” – jeśli chcemy prowadzić dialog to nie wolno krzywdzić drugiego człowieka ani też grup społecznych słowem wrogim, poniżającym, raniącym. Nie można okłamywać partnerów społecznych, manipulować nimi za pomocą półprawd, pochlebstwa, demagogii, szantażu. Trzeba mówić tak, by partnerzy czuli się bezpiecznie i mieli świadomość akceptacji oraz mówić tak, by nie utrudniać innym rozumienia naszego przekazu i nie denerwować go brakiem poprawności lub zawstydzać snobizmem językowym (co jest przytykiem do wielu „mądrościowych” wypowiedzi akademików).

 

***

 

To są fundamentalne zasady etyki słowa, bez przestrzegania których trudno mówić o sensownym i uczciwym dialogu. Bo dla jego prowadzenia nie wystarczy rozbudowana infrastruktura, ale potrzebna jest odpowiednia kultura dialogu, czyli właśnie etyka słowa, tworzenie klimatu zaufania, szacunek dla podmiotowości wszystkich uczestników, dotrzymywanie umów, szacunek dla danego słowa oraz odejście od negocjacji „z pozycji siły”. Prawdziwym nieszczęściem są „rządy wielepów” (czyli tych, którzy „wiedzą lepiej”) bo tam dialog jest z góry wykluczony). Nigdy ich u nas nie brakowało, ale jednocześnie potrafiliśmy przecież wykorzystywać narzędzia dialogu – choćby w Sierpniu’80 czy przy Okrągłym Stole. Nie zapominajmy tej tradycji, choć niektórzy z tego drwią, uważają za coś „naiwniackiego” (nie mówiąc już o tym, że dla niektórych to wręcz „akty zdradzieckie”).

 

***

 

Na koniec warto przytoczyć wymowny fragment z Książeczki o człowieku Romana Ingardena (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 173-176)

Potrzeba dyskusji i jej istotna funkcja rodzi się (…) nie z pragnienia czy żądzy przeforsowania własnego stanowiska w jakiejkolwiek sprawie (choć prawdą jest, że wiele dyskusji z tego powodu bywa wytaczanych), lecz z ograniczoności i ułomności sił twórczych, a w szczególności poznawczych poszczególnego człowieka. Rodzi się też często ze świadomości naszej jednostronności, jakżeż często nieuchronnej, bo wypływającej bądź to z typu naszych uzdolnień czy sprawności, bądź też z naszych umiłowań, zamieniających ją tak często w stronniczość, w brak swobody wewnętrznej. Przełamywaniu tych ułomności ludzkich ma właśnie służyć dyskusja, dyskusja będąca szukaniem u innych pomocy, skontrolowania tego, co udało się nam samym uzyskać, i uzupełnienia tym, czego własnym wysiłkiem nie mogliśmy zdobyć. I w tej to właśnie funkcji wzajemnego pomagania, współpracy, dyskusja winna i może uzyskać ową swobodę, której wszyscy winniśmy się domagać jako prawa człowieka, a zarazem czegoś, co dopiero może ją uczynić dyskusją sprawiedliwą.

Dążmy zatem do przełamywania naszych ułomność przy pomocy dyskusji sprawiedliwych.

 

prof. dr hab. Cezary Obracht-Prondzyński wygłosił wykład podczas Forum Inicjatyw Pozarządowych oraz brał udział w panelu dyskusyjnym

fot. Rafał Narnicki

Materiał powstał w ramach projektu "PROOfesjonale media dla III sektora" finansowanego ze środków Narodowego Instytutu Wolności - Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO