Dzwoni S. Nie może przyjść na spotkanie. Znowu wiele spraw jest ważniejszych od umówionej superwizji. Po raz kolejny nasze sprawy i potrzeby oddalają się wraz z napływem bodźców, pt. trzeba pomóc, ogarnąć lub dowiedzieć się czegoś nowego. Ja sama patrzę na zegarek 18:23. Skończyłam spotkania z klientami i zanim wyjdę do domu, uzupełniam kalendarz kolejnymi spotkaniami. Zastanawiam się jak to możliwe, że kolejne dwa tygodnie są gęsto tkaną tkaniną przeróżnych spraw.
Czuję zmęczenie i złość. W jakiś magiczny sposób mimo wydelegowania mnóstwa rzeczy pojawiają się nowe. Sama zadaję sobie pytanie jak? Co takiego we mnie sprawia, że mnożą mi się te dobra, a każde wydaje się właściwe i potrzebne. Ciągle mi się jawi świat, który nie jest wystarczający i ja jestem niewystarczająca ciągle w posiadanej wiedzy i umiejętnościach. Wrzucam kolejne rzeczy mojej wirtualnej znakomitej asystentce Joli, która po mistrzowsku ogarnia tematy i zatrzymuję się tu na chwilę, by spróbować to nazwać. Wam i sobie. Co takiego sprawia, że tak często jesteśmy zmęczeni, nie wypoczęci, na granicy wypalenia i wypaleni. Obawiający się mówić o tym głośno, bo dla nas może oznaczać to informację, że z czegoś trzeba zrezygnować, coś zostawić, zwolnić… a przecież jakoś nie możemy, nie chcemy. Jakoś sklejeni z naszą aktywnością, która wydaje się być sensem istnienia.
Częściej w stowarzyszeniach
Zaczęłam szukać informacji, żeby zobaczyć, jak to wygląda według danych, w które okazało się, wpisuję się znakomicie. W Polsce temat wypalenia liderów dotknął 31% organizacji pozarządowych w 2010 r., 30% w 2012 r., 36% w 2015 r. i 47% w 2018 r. Teraz mamy 2023 r. i skala rośnie. Częściej występuje w stowarzyszeniach niż fundacjach, w organizacjach dłużej działających (zwłaszcza powyżej 10 lat) w porównaniu z młodszymi (do 5 lat), dotyczy zarówno organizacji z dużych miast, jak i małych wsi.
W przeprowadzonych badaniach (Cypryańska-Nezlek 2020), 43% uczestników czuło się zestresowanych bardzo lub ekstremalnie, podobnie jak wyczerpanie fizyczne, doświadczane często lub bardzo często w ciągu ostatnich 7 tygodni przez 46% respondentów, z czego 8% czuło się tak prawie każdego dnia. Około 38% badanych z NGO i ruchów nieformalnych czuje się wypalonych często lub bardzo często, z czego 9% każdego dnia. Poziom wypalenia jest silnie powiązany z poziomem stresu i presji, 45–49% respondentów odczuwa presję, aby działać z wielkim poczuciem nieefektywności, szczególnie w kontaktach z systemem, administracją. 39% czuje, że „wali w mur”. Tylko 16% uczestników badania było w jakikolwiek sposób przeszkolonych lub poinformowanych o tym, jak radzić sobie z różnymi potencjalnymi zagrożeniami związanymi z ich działalnością, takimi jak nienawiść, przemoc, problemy emocjonalne. Jedynie 7% potwierdziło, że „w organizacji wypracowane/ustalone zostały jakiekolwiek procedury pomocowe dla osób, które są w kryzysie.
I co teraz? Jak zatrzymać szaleństwo zmęczenia, zanim zwyczajnie część z nas zrezygnuje zupełnie z aktywności przy okazji kolejnego kryzysu. Czasem mam wrażenie, że nawet podświadomie szukamy go, by w końcu dać sobie prawo do powiedzenia: „nie dam rady” a kryzysy i konflikty stają się zasłoną do tego, żeby odpuścić. Zatem zgoda na „nie dam rady”, „nie mogę” i „nie chcę” jest dla nas bardziej kluczowa niż trening oddechu i medytacji. Jak to jest nie musieć? Jak to jest pozwolić sobie na „niezrobienie”? Co czuję, gdy próbuję w sobie znaleźć tę przestrzeń na słabość i jak pozwolić sobie na strach, który tak często mobilizuje do ruchu, pokazując, że skutki naszego odpuszczenia będą okropne. A może nie będą, może będzie po prostu inaczej.
Moje myśli biegną też za tym, że jak nie działam, to znikam. Często myślę, że większość świata zna moje self tylko w jakimś kontekście. Zna moje umiejętności, użyteczne supermoce, że istnieję, gdy ktoś mnie potrzebuje. Wtedy jestem ważna, wyraźna, znacząca. Nieprawdą jest, że w aktywności społecznej liczą się tylko inni. Jest w tym nasza korzyść nadająca sens i znaczenie dla naszego życia. Subtelność, która wypala nie tylko nas, ale zagraża również sensowności i efektywności naszych działań. Powtarzam często, że dobre działanie to takie, z którego umiemy zrezygnować, bo oznacza to, że nie robię go ze swojego powodu. Działanie, które rozwija innych, usamodzielnia, oddaje im sprawstwo. Działanie, które oddaje, deleguje. Jednocześnie to nasze „Ja” jest nieważne w wielu innych obszarach. Uczono nas, że nie należy myśleć o sobie, że swoje potrzeby należy wycofać, nasze uczucia nie są tak ważne jak innych a my mamy spełniać cudze oczekiwania. A jednak uważnienie tego pozwala na odpoczynek, na granice, na sięganie po pomoc, na bycie w tak zwanej równowadze w dawaniu i braniu.
Co robić, a czego nie
Nie mam kamienia filozoficznego, ani złotych patentów. Wiem, w jakim świecie żyję razem z Wami, gdy niedobory systemu są łatane naszymi mocami. Gdzie doświadczając bezradności wobec tego, mamy tylko swoją siłę, kreatywność i przedsiębiorczość. Kusi mnie powiedzieć przestańmy to robić, przestańmy brać za to odpowiedzialność. Nie zrobimy tego jednak, a już na pewno nie kategorycznie odcinając się od tego. Zostaje oczywiście coś odpuścić i wybrać. Co robić, a czego nie. W co inwestować energię, a w co nie. To możemy. Możemy badać siebie każdego dnia i uczyć się działania, które nie wykańcza i dawania sobie czasu na odpoczynek, nawet, gdy wydaje się nam, że świat się zawali. Nie zawali. Nawet przy naszej nieobecności pojawia się inna obecność. Przy naszym nie mogę, ktoś będzie mógł, a ludzie w sposób, w jaki będą umieli znajdą pomoc lub zaspokoją swoje potrzeby tak, jak umieją. I może być to niedoskonałe, jakieś. No właśnie. Może o to chodzi, że może być tak, jak jest, a nie doskonale. A każdego dnia możemy sobie powiedzieć, że to dzisiaj jest takie, jakie może być, a zatem właściwe i tak to zostawię.
O metodach resetowania układu nerwowego sami sobie poczytacie, bo publikacji nie brakuje. Czy warto? Pewnie. Ja jednak czuję, że jest coś w naszej historii, w mentalności i coś w systemie sprawia nasze wypalenie. Jak się system zmienia, to wiemy. Powoli. I może powoli będzie się zmieniać nasza postawa do nas samych i świata na taką, która pozwoli nam działać może mniej spektakularnie, ale równie dobrze. Działać dając sobie prawo do uznania siebie również za ważną osobę, na tyle ważną, żeby zaspokajać i swoje potrzeby, chociażby na odpoczynek i wsparcie. Może nauczymy się stawiać granice.
Pamiętam pogrzeb jednej z ełckich aktywistek kilka lat temu. Pamiętam, z czym się borykała, gdy działała. Gdy chorowała, niewielu o tym wiedziało. Na pogrzeb przyszły tłumy a działalność, którą prowadziła, zamknięto. O czym to mówi?
Życzę Wam tłumów, gdy jesteście zmęczeni, wielu przyjaciół na spotkaniach rekreacyjnych, wielu pytań i chętnych do wspierania Was, gdy ciągle jesteście na tym świecie i działacie.
Urszula Trubacz
Fot. Ewelina Jurczenia z PS Strefa 26