Czcionka:
Kontrast:
Kiedyś w końcu wyjdziemy z tego domu
data dodania: 16.04.2020
Kiedyś w końcu wyjdziemy z tego domu

Żyjemy w wirtualnej pajęczynie, a przecież wszyscy chcemy wyjść z tych domów i doświadczyć kultury na żywo – mówi Mariusz Sieniewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie.

- W dobie pandemii muzea, filharmonie, teatry, opery, wszystkie instytucje kultury zostały zamknięte.
- Są zamknięte dla publiczności, ale pracownicy działają dalej. Muszą, ale i chcą.

- To działanie bez bezpośredniego kontaktu z publicznością jest dużym wyzwaniem?
- Tak, to wyzwanie nie tylko na poziomie realizacyjnym, dotyczy generalnie koncepcji kultury. Olsztyński MOK bazują na żywym, realnym kontakcie z odbiorcą. Z dnia na dzień musieliśmy przestawić się na komunikację w sieci, a więc na bardzo ograniczoną interaktywność. Polubienie czy komentarz są pasywnymi sposobami komunikacji, ale zostaliśmy przymuszeni do funkcjonowania w takim świecie.

- Sprawę komplikuje fakt, że to wszystko nie stało się stopniowo. Sytuacja zaskoczyła wszystkich.
- Tak i stała się sprawdzianem naszej kreatywności i otwartości. Instytucje kultury, także nasza, planują swoje działania z dużym wyprzedzeniem, więc program działalności mieliśmy ustalony do końca kwietnia, kończyły się prace nad majem, przystępowaliśmy do planowania Olsztyńskiego Lata Artystycznego. Informacje o zawieszeniu działalności zewnętrznej spadły na nas jak grom z jasnego nieba. Większość naszych projektów trudno przeszczepić na działania wirtualne, tak by nie straciły swojej istoty. W tej chwili możemy zaobserwować ogromny wysyp warsztatów prowadzonych w sieci przez animatorów i różnej maści „kołczów”. Myślę, że za dwa, trzy tygodnie ludzie nie będą mogli już patrzeć na tego typu propozycje. Mówię moim współpracownikom, że musimy szukać nowych, nieoczywistych projektów. Internet jest w tej chwili przesycony spłaszczonymi autoprezentacjami. Każdy chce uzasadnić swoją obecność i być widzialnym.

- Czas pandemii wyzwolił wiele oddolnych inicjatyw, swoje akcje pomocowe nadal koordynują organizacje pozarządowe. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Kultury z kolei szyją maseczki.
- To inicjatywa pań z portierni, ale chciałbym podkreślić, że szyją maseczki głównie na użytek pracowników MOK-u. Robią to po to, żebyśmy nie wykupywali ich innym. W Miejskim Ośrodku Kultury mamy około 50 pracowników, więc postanowiliśmy, że będzie lepiej, jeśli wyprodukujemy je sami. Maseczki będą służyć nie tylko pracownikom, ale również osobom, które nas odwiedzają.

- Czy nie jest tak, że dziś, kiedy kultura przeniosła się do sieci, więcej ludzi zaczęło z niej korzystać, bo poszerzyła się darmowa oferta? Na przykład Metropolitan Opera w Nowym Jorku umożliwia transmisje online bez opłat. Czy to wszystko jednak nie spowoduje również, że widz stanie się bardziej wybredny?
- Zdaję sobie sprawę, że olsztyński odbiorca kultury na bieżąco nie śledzi wydarzeń Metropolitan Opera. Jeśli zatem otwierają swoje zbiory, świetnie, bo to okazja, by choć w szczątkowej postaci posmakować tej sztuki. Jednak jeśli ktoś mówi, że coś wcześniej było niedostępne, bo nie było za darmo, mocno generalizuje. Wolne Lektury, Ninateka, archiwalne zbiory poszczególnych instytucji... To było już wcześniej. Otwarcie przestrzeni cyfrowej może mieć negatywne skutki. Żadna internetowa prezentacja teatru nie odda klimatu spektaklu teatralnego na żywo. Nic nie jest w stanie zastąpić osobistego spotkania z pisarzem połączonego z prezentacją jego tekstu. Takich przykładów jest o wiele więcej. Nie mówiąc już o animacji. Ta opiera się przede wszystkim na osobistym kontakcie i budowaniu wspólnotowości. Ta budowana przez internet jest wspólnotowością przez szybę. Jestem nieufny i krytyczny wobec przestrzeni internetowej, bo wydaje mi się, że spłaszcza ona obraz kultury i stawia człowieka na pozycji pasywnego odbiorcy.

- Pozbawia możliwości prawdziwej refleksji?
- Świetnie ilustruje to fenomen Netflixa. Nie podoba mi się serial, to po piętnastu minutach zmieniam na coś innego. Boję się, że nasze podejście do kultury zmieni się na bardziej konsumpcyjne. Jeśli stan epidemiczny potrwa dłużej, to już niedługo ludzie będą mieli dość tej oferty, która jest obecnie dostępna w internecie. Będziemy już tym zmęczeni. Żyjemy w przestrzeni wirtualnej, a przecież wszyscy byśmy chcieli wyjść z tych domów i doświadczać świata, a więc i kultury na żywo. Ostatnio na MOK online w cyklu „Kiedyś było lepiej” wspominaliśmy Local Warming przy Tartaku, który odbył się w sierpniu w Parku Centralnym. Żaden filmik nie zastąpi tych emocji, uczestnictwa w wydarzeniu, które odbyło się w realnym świecie.

- Niestety w czasie pandemii nawet finał 29 edycji konkursu literackiego „O Różę Małego Księcia” też obejrzymy online.
- Tak, a finał poprowadzi Marta Guściora. Jednym z jurorów był Grzegorz Kasdepke. Umówiliśmy się z nim na spotkanie na żywo z Australii, gdzie aktualnie przebywa.

- Czyli ta kultura w sieci ma również swoje zalety.
- Ależ tak.  Nie chciałbym podchodzić do niej całkowicie negatywnie. Zależy mi, żeby jednak nie zatracić myślenia o kulturze, która jest nastawiona na bezpośredni, żywy kontakt. Kiedyś w końcu wyjdziemy z tego domu. To wspólnota ludzi, nie awatarów, kreujących się w sieci czasami dość fałszywie. Życie mówi „sprawdzam”.

- Na ile jednak to, co dzieje się dziś, zmieni kulturę?
- Moim zdaniem efektem tej sytuacji będzie duży regres. Trudno wypowiadać się z perspektywy Miejskiego Ośrodka Kultury, który jest instytucją eklektyczną, zbiera różne dziedziny i ma różnorodne grono odbiorców. O tym, że tak się stanie, mówią ludzie teatru. Podkreślają, że istnieje coś takiego, jak budowanie sobie publiczności, szukanie kodu, który wytwarza się właśnie podczas spektaklu z odbiorcami. Po dwóch, trzech miesiącach może okazać się, że z publicznością będzie trzeba na nowo budować więź. Podobnie jest z pisarzami, którzy spotykają się na żywo z publicznością. Ten odbiór literatury jest wówczas zupełnie inny, refleksyjny. Muzycy z kolei widzą wyraźnie, że to właśnie koncert, kontakt z publicznością ma ogromne znaczenie, jest źródłem energii.

- Co zaplanował zatem MOK w najbliższym czasie? Jedna z propozycji jest skierowana m.in. do osób starszych, to „Pora Seniora”.
- Mówiąc o „Porze Seniora” trzeba powiedzieć, że to był jeden z naszych pierwszych telefonów, które wykonaliśmy do Aldony Bagińskiej z Akademii Trzeciego Wieku. Grupa seniorów, zmuszona do izolacji, może bardzo źle znosić taką sytuację. Dotąd mogli korzystać z zajęć Akademii, a teraz to gwałtownie się urwało. Wymyśliliśmy więc, by zbudować niezbędny pakiet działań, m.in. będą to koncerty online Moderato, Piotr Mastalerek zaprosi na Senior Dance online. Zachęcamy też, by seniorzy dzielili się z nami najpiękniejszymi historiami życia. Grażyna Bałabańska z Kapeli Jakubowej obiecała, że specjalnie dla nas stworzy jedną z takich opowieści. Chodzi o to, by w tym trudnym czasie, poopowiadać o bardziej pozytywnych rzeczach, stać się Hakawatim własnego życia. Zaplanowaliśmy m.in. Domówki MOK-u, gdzie jednym z gości był Damian Lange, członek takich zespołów, jak Romantycy Lekkich Obyczajów czy Transsexdisco. W dobie pandemii wciąż pracujemy. Jestem w pracy niemal codziennie. Około 80 procent osób pracuje zdalnie z domu, ale są takie działy, gdzie jest to niemożliwe. Musi działać księgowość, administracja. Na początku wszyscy byli zaciekawieni nową rzeczywistością. Teraz widać, że początkową euforię zastępuje niepokój. Lęk przed tym, jaka będzie sytuacja gospodarcza, co z nami będzie w przyszłości. Tych ciemniejszych odcieni będzie przybywać.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz