Czcionka:
Kontrast:
Urodziłam się z genem społecznika
data dodania: 06.10.2023
Urodziłam się z genem społecznika

- Praca jest naszą pasją. I moim zdaniem to jest klucz do sukcesu – zapewnia Anna Lewikowska z Waszulek koło Nidzicy, założycielka Spółdzielni Socjalnej „Sposób na życie”, tegoroczna laureatka konkursu Społecznik Warmii i Mazur.

 

- Powiedzmy, że mogłabyś cofnąć się te kilkanaście lat wstecz, kiedy powstawała wasza spółdzielnia socjalna „Sposób na życie”. Czy dziś podjęłabyś taką samą decyzję?

- Oczywiście. W końcu to był nasz sposób na życie.

 

- Społecznikiem trzeba się urodzić?

- Tak, z pasją społecznika trzeba się urodzić. Choć nie byłabym nim, gdyby nie otaczali mnie ludzie, którzy na co dzień mi kibicują i zawsze mogę liczyć na ich wsparcie. Za każdą inicjatywą, przedsięwzięciem, stoją moi znajomi, przyjaciele, mieszkańcy. Czuję wdzięczność, że mam ich wokół siebie. Uważam jednak, że w każdym środowisku musi być lider, który pociągnie za sobą ludzi, który pokaże, że wspólnymi siłami możemy zrobić więcej. Ktoś, kto inspiruje do działania. Nawet, jeśli jest dobry pomysł, musi znaleźć się osoba, która nie obawia się podejmować ryzyka i działa.

 

- Kto w tobie zaszczepił żyłkę społeczniczki?

- To byli moi rodzice, ale też rodzeństwo. Mimo że wychowywałam się w rodzinie zajmującej się rolnictwem, gdzie trzeba było ciężko pracować, bo mieliśmy gospodarstwo, zawsze dbaliśmy o siebie nawzajem, każdy miał też przestrzeń na realizowanie innych pasji. Staraliśmy się też nie sprzeczać o błahe rzeczy, nie skupiać na kłótniach, a szukać kompromisów. Ja i moje rodzeństwo mogliśmy też zawsze liczyć na naszych rodziców. Wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy potrzebowali pomocy, otrzymamy ją. Tworzyliśmy rodzinę, w której ważna była łącząca nas więź. Moja mama wiedziała też, czym jest społecznictwo, ponieważ przez wiele lata była sołtyską. Można więc powiedzieć, że urodziłam się z genem społecznika i chciałam zająć się pracą na rzecz lokalnej społeczności.

 

- To, że mama była sołtyską zachęciło cię do kontynuowania jej pracy?

- Tak, ponieważ również udało jej się zrobić naprawdę dużo. Chciałam też kontynuować działania na rzecz miejsca w którym żyję.

 

- Jesteś w mniejszości, bo dziś wiele młodych osób wybiera jednak życie w mieście. Ty postanowiłaś zostać w rodzinnej miejscowości.

- Tak, przyznaję, że jestem w mniejszości, bo większość osób z mojego rocznika jednak wyjechała. Zostało kilka osób. Część przeniosła się do innych miast, część rozjechała się po świecie.  Ja jednak czułam, że dla mnie najważniejsze są więzi rodzinne. Nie chciałam wyjeżdżać daleko, by być z dala od moich bliskich. Jestem przywiązana do rodzinnych tradycji, lokalnych zwyczajów. Uwielbiam czuć się częścią rodzinnej historii, którą buduję tutaj, na miejscu. Największą wartością, którą możemy mieć w życiu, jest nasza tożsamość. Świadomość, że należymy do społeczności, rodziny, tego, skąd pochodzimy i jak to na nas wpłynęło. Waszulki są moim miejscem na ziemi. Nawet jeśli na chwilę wyjadę, czy to za granicę, czy gdzieś w Polsce, tęsknię. Zawsze wracam do domu.

 

- I to chyba dzięki temu poczuciu, że to twoje miejsce na ziemi, masz w sobie tak dużo siły, by podejmować kolejne wyzwania?

- Myślę, że tak. Moim zdaniem też, udało się naprawdę dużo zrobić. Kiedy zostałam sołtyską, marzyłam o tym, by w naszej miejscowości pojawiła się świetlica. W tamtym momencie wiedziałam jednak, że jest to nierealne i trudno będzie zrealizować to przedsięwzięcie, m.in. z powodów finansowych. Na takie inwestycje nie mieliśmy wówczas pieniędzy. Przyszedł jednak czas, pod koniec mojej drugiej kadencji jako sołtyski, że stwierdziliśmy, że sami postawimy sobie świetlicę, wykorzystując m.in. środki z funduszu sołeckiego. Dzięki temu mieliśmy pieniądze na materiał, m.in. na drewno, dzięki czemu udało się postawić drewniany domek. Dziś jest to miejsce, gdzie Waszulki rozmawiają.

 

- Waszulki rozmawiają, ale też robią, bo chcą. Założyliście też stowarzyszenie „Robimy bo chcemy”.

- Tak, powstało jeszcze przed naszą spółdzielnią socjalną. Założyliśmy je, bo jako sołectwo nie mieliśmy osobowości prawnej, a to utrudniało pozyskiwanie środków, m.in. na inwestycje czy wydarzenia czy korzystanie z dotacji. Nazwa też nie była przypadkowa, bo robimy, co chcemy. I ten zapał wciąż nas, na szczęście, nie opuszcza. Kiedy pojawiają się kolejne pomysły, nie brakuje chętnych do ich realizacji. I to jest właśnie piękne, że wszystko, co założyliśmy, wciąż rozwija się.

 

- Założenie spółdzielni socjalnej było więc nieuniknione.

- Tak, chociaż rzeczywiście je prowadzenie jest dość skomplikowane. Ja pomagając w procesie powstawania kolejnych spółdzielni socjalnych radzę potencjalnym chętnym, by zapoznali się z regulaminem, zasadami, także jej rozwiązania. Uważam, że tylko dokładne poznanie procesu funkcjonowania ekonomii społecznej może pomóc w późniejszych sukcesach na tym polu. Musimy zmierzyć się także z tymi niełatwymi informacjami, by później na każdym etapie móc przewidzieć, co nas czeka. I wtedy powołanie spółdzielni nie będzie dla nas problemem.

 

- W waszym przypadku dzięki spółdzielni stworzyliście sobie miejsca pracy.

- Tak, nazwa naszej spółdzielni „Sposób na życie” odwołuje się do naszych życiorysów. Spółdzielnię założyliśmy w piątkę, w tym były to cztery kobiety powracające na rynek pracy oraz jeden mężczyzna, który pełni rolę członka wspierającego nasze działania. Naszym założeniem było, że spółdzielnię socjalną tworzy pięć osób, a jednocześnie to pięć różnych sposobów na życie. Jest to pierwsza wielobranżowa spółdzielnia socjalna na terenie powiatu nidzickiego. Każdy z nas ma za sobą inną historię, ale też umiejętności, które można przekształcić w konkretne działania.

 

- A trzeba dodać, że to bardzo różnorodne działania.

- Tak, co wynika chociażby z naszej struktury. Pięć różnych sposobów na życie to różnego rodzaju usługi, które oferujemy. Każdy z członków naszej spółdzielni socjalnej prowadzi inny rodzaj działalności. Są to usługi animacji lokalnej dla różnych środowisk np. jednostek samorządu terytorialnego, organizacji pozarządowych, ośrodków pomocy społecznej oraz środowisk społeczności lokalnej. W ofercie mamy warsztaty florystyczne, przyciemnianie szyb w autach i budynkach folią przeciwsłonecznymi oraz bezpieczeństwa, możemy zaproponować również oprawę muzyczna różnego rodzaju eventów oraz usługi konferansjera, a także usługi kosmetyczki. Nasza Spółdzielnia jest wpisana do rejestru Instytucji Szkoleniowych, w związku z czym oferujemy również usługi szkoleniowe, m.in. z zakresu florystyki, animacji lokalnej, pierwszej pomocy przedmedycznej, BHP. U nas również każdy zainteresowany może uzyskać wyczerpującą informację, jak założyć i zarządzać spółdzielnią socjalną czy poznać zagadnienia związane z księgowością. Myślę, że wciąż trzeba edukować, czym jest ekonomia społeczna, bo ludzie wciąż niewiele o niej wiedzą. A szkoda, bo daje wiele możliwości.

 

- Wasza spółdzielnia wciąż się rozwija.

- Tak, w listopadzie minie 10 lat od jej założenia. Bywały trudne momenty, ale najważniejsza jest współpraca i wzajemne zaufanie. Tworząc spółdzielnię socjalną trzeba pamiętać, że w każdym momencie musimy być wobec siebie szczerzy. Każdy z nas członkiem spółdzielni, ale też każdy z nas musi pracować tak, by zarobić na siebie. Tutaj nie ma żadnej taryfy ulgowej. Wciąż też się szkolimy, by być na bieżąco, reagować na zmieniającą się rzeczywistość. W naszym przypadku praca jest naszą pasją. I moim zdaniem to jest klucz do sukcesu. Moja spółdzielnia socjalna dała mi niezależność, sama jestem sobie szefem.

 

- W tym roku została pani laureatką konkursu na Społecznika Warmii i Mazur. To mobilizuje do dalszej pracy?

- Tytuł Społecznika Warmii i Mazur pokazuje, że warto mieć marzenia i dążyć do ich spełnienia. To także docenienie wielu lat moich działań, społecznych, wolontariackich. W takim momencie człowiek zdaje sobie sprawę, że warto było wierzyć w ludzi. Chcę działać na rzecz mojej społeczności, bo uwielbiam ludzi. Uważam, że to nasze społeczności warto doceniać i o nie walczyć. To mieszkańcy motywują mnie do pracy. Nawet, kiedy czasem pojawia się zwątpienie, piętrzą się trudności, dają mi determinację w dążeniu do osiągania kolejnych celów. Obecnie realizujemy projekt „Waszulkowa  Strefa Młodzieży”, na który czekałam wiele lat. Chcemy stworzyć inspirującą, motywującą przestrzeń, w której młodzież uwierzy w siebie i będzie miała okazję nabyć umiejętności liderskie, bo w ramach działań będzie to również szkoła instruktorów młodzieżowych. Mamy wśród nas wiele utalentowanych, młodych ludzi, których chcemy odkryć. Ktoś ostatnio powiedział, że jesteśmy Waszulkowym Centrum Kultury, bo u nas dzieje się dużo. To cieszy, bo dzięki temu wiemy, że ludzie potrzebują naszych działań.

 

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

fot. archiw. Anna Lewikowska