Czcionka:
Kontrast:
Nie mamy serca, by zostawić je bez wsparcia
data dodania: 30.10.2023
Nie mamy serca, by zostawić je bez wsparcia

Działają od lat, ale dopiero niedawno założyli stowarzyszenie. Wyłapują kocięta, zapewniają im domy tymczasowe, stałe, leczą. Poświęcają im niemal cały swój wolny czas. W Bartoszycach powstało nowe stowarzyszenie – „Kot w dom”, które ratuje bezdomne zwierzęta.

 

- Wcześniej działałam w innych stowarzyszeniach, ale zawsze marzyłam, by mieć własne - wspomina Katarzyna Mężyńska, współzałożycielka stowarzyszenia „Kot w dom” z Bartoszyc. - Znalazły się też osoby, na których wsparcie przy realizacji tego marzenia mogłam liczyć - to Ania Konopka, Agnieszka i Daniel Moskalewicz. Mamy też szczęście, bo naszą stroną w mediach społecznościowych opiekuje się Michał Hal. Bez tej współpracy nie byłoby tego miejsca.

A historie bezdomnych kotów są różne. Dwa starsze koty wyrzucono na podwórko po śmierci właścicielki. Rodzina pozbyła się zwierzaków, skazując je na zimno i głód. Inna historia. Kota, którego pogryzły psy, wyrzucono do chlewika. Miał tam umrzeć. Zdjęcie rentgenowskie wykazało złamaną łapę, żebra oraz miednicę. Pani Kasia go uratowała. Dziś żyje i odwdzięcza się miłością.

- Miałam też trójłapkę, koteczkę z jedną amputowaną łapą, mocno wystraszoną, której nikt nie dawał szans - wspomina współzałożycielka stowarzyszenia. - Chciano po prostu wypuścić ją na podwórko. Kiedy się o tym dowiedziałam, zrobiłam wszystko, żeby trafiła do mnie. Okazało się, że potrzebowała tylko prawdziwej opieki. Okazała się prawdziwym miziakiem, uwielbiającym siedzenia na kolanach u człowieka. To było dla mnie ogromnie wzruszające. Dla takich chwil się właśnie żyje. To działa jak pigułka szczęścia.

Ludzie często też porzucają koty na działkach. Ktoś ukrył dopiero narodzone kocięta w krzakach, w kartonie. Ktoś inny postawił karton pod śmietnikiem. Zrobił tylko otwory, by się nie udusiły. Nie zmieniło to jednak sytuacji, że ich stan był bardzo zły. Potrzebowały kroplówek, transfuzji. Z reguły nie wiadomo, kto wyrzuca zwierzaka, bo jeśli kot nie został zaczipowany, właściciel pozostanie bezkarny.

- Naprawdę ciężko nam zrozumieć motywy takiego postępowania - przyznaje Katarzyna Mężyńska. - Robimy naprawdę dużo, by właśnie takim sytuacjom zapobiegać.

Starają się mówić o bezdomności kotów i przekonywać, że jest tylko jeden sposób, by ją ograniczyć.

- Ciągle uświadamiamy, że sterylizacja i kastracja jest niezbędna - dodaje Katarzyna Mężyńska.

Bo koty rodzą się na potęgę tam, gdzie zabrakło szacunku do zwierzęcia, ale również wiedzy. To nasz plan na przyszłość, żeby organizować akcje edukacyjne, może też zachęcić do współpracy jednostki samorządowe, by organizować bezpłatne akcje sterylizacji i kastracji.

A edukacja, w przypadku kotów, które są traktowane w bestialski sposób, jest wciąż potrzebna. Kocięta są topione, zawiązywane w reklamówkach, w których umierają.

- Bardzo trudno zmienić przekonania ludzi. Wielu z nich niewiedza jest przekazywana z pokolenia na pokolenie - dodaje współzałożycielka stowarzyszenia. - Staramy się przekonywać ludzi, że koty wyrzucane na podwórko nie poradzą sobie same. One potrzebują wsparcia człowieka.

Mówi też:

- Staramy się, by nasze koty trafiały do ludzi z empatią, a nie takich, których postępowaniem kierowała chwilowa zachcianka - wyjaśnia Katarzyna Mężyńska. - Bardzo widać to w okolicy Bożego Narodzenia, gdzie kotek jest prezentem, a potem jest potraktowany jak przedmiot, który szybko się nudzi. Po świętach okazuje się, że kotek załatwia się tam, gdzie nie chcą właściciele, a to coś podrapał. I trafia na podwórko.

Członkowie stowarzyszenia szukają swoim podopiecznym odpowiedzialnych właścicieli.

- Wszystkie nasze koty szukają domów tymczasowych i stałych - opowiada Katarzyna Mężyńska. - Są maluchy, które przyjechały do nas w katastrofalnym stanie. Były zarobaczone, niezaszczepione. Czasem ratujemy koty po wypadkach. Łapiemy kocięta. Nie wszyscy odnajdą się w tym pomaganiu, które często jest trudne. Czasem patrząc na to cierpienie trudno to udźwignąć, ale wiem, że jeśli my nie pomożemy, to kto to zrobi? Czasem człowiek by wszystko dał, żeby uratować zwierzęciu życie, ale czasem jego kondycja jest tak zła, że kociego życia nie da się uratować.

W wielu przypadkach jednak to dzięki ich interwencji koty zdrowieją. Mają zaprzyjaźnione gabinety weterynaryjne, również w pobliskim Lidzbarku Warmińskim.

- Każdy się dziwi, bo przecież na co dzień normalnie pracujemy - dodaje pani Katarzyna. - Trzeba mieć w sobie ogromną siłę, żeby też prowadzić stowarzyszenie. My teraz mamy w końcu budynek, w którym mogą przebywać nasze koty. Martwimy się tylko, co przyniesie zima. Mamy ogrzewanie olejowe, trzeba mieć na opłaty za wodę, prąd. Jednak najważniejsze, żebyśmy mieli karmę dla naszych kotów. Dlatego też jesteśmy wdzięczni każdemu darczyńcy, który nam tę karmę przekazuje. A potrzeby są ogromne. Teraz mamy pod opieką około 50 kotów. Są starsze koty, ale też i maluszki. A ludzie wciąż dzwonią. Nie mamy serca, by zostawić je bez wsparcia.

Każdy z wolontariuszy przygarnia też bezdomne zwierzęta do własnych mieszkań.

- Te najbardziej chore, które wymagają kroplówek, podawania zastrzyków, zabieram do domu - mówi Katarzyna Mężyńska. - Często nie mogą też przebywać ze zdrowymi kotami. To naprawdę pasja, która wypełnia życie. Domownicy często nie mają wyjścia. Czasem machną ręką i powiedzą: a niech już zostanie.

Bezdomnych kotów przybywa, a one potrzebują domów. Ciepły kąt, szczególnie zimą, ma ogromne znaczenie. Pobyt zwierzęcia, nawet w domach tymczasowych, ratuje życie. To od nas tylko zależy, czy będą mogły znów zaznać miłości.

Jeśli ktoś przyniesie kota do schroniska lub odda pod opiekę stowarzyszeniu, ma on szansę na przeżycie. Gorzej, że wiele osób po prostu pozbywa się problemu, podrzucając kota na opuszczoną działkę czy wrzucając na posesję. W czasie zimy niewiele z nich ma szanse na przeżycie. Umierają w cierpieniu od chorób, głodu i zimna. Czasem są zagryzane przez dziką zwierzynę. Są też inne metody. Najczęściej pupila wywozi się samochodem daleko od miejsca zamieszkania. Zdezorientowane, najczęściej zostają tam, gdzie je porzucono. Niektóre tygodniami nie opuszczają miejsca, w którym zostały porzucone. Wiele trafia pod koła przejeżdżających samochodów. Nie ma statystyk, ile porzuconych zwierząt ginie w ten sposób.

Według przepisów porzucenie zwierzęcia przez właściciela lub przez jego opiekuna jest kwalifikowane jako znęcanie się nad nim. Grozi za to kara do trzech lat pozbawienia wolności. Jeśli natomiast sprawca takiego czynu działa ze szczególnym okrucieństwem, bezpośrednio zagrażając życiu zwierzęcia, może otrzymać karę pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Fot. archiw. Stowarzyszenie „Kot w dom”

 

Chcecie pomóc stowarzyszeniu? Każda pomoc się liczy. Potrzebne są ciepłe koce, kołdry, pościel, podkłady i przede wszystkim karma. Kontakt na profilu na Facebooku: „Kot w dom”.