Zwykło się mawiać, że nie ma przypadków i to, co komu pisane zawsze się zdarzy. Tak właśnie można zapowiedzieć opowieść o tym, jak rzeczy z duszą trafiają do elbląskiego Domu pod Cisem.
Piątki w Domu pod Cisem są jednym z bardziej intensywnych dla mnie dni. Wybiła godzina piętnasta, a wraz z nią wizja wyjścia do domu i upragnionego weekendu. Wówczas myślałam tylko o zbliżającym się wypoczynku. Nie mogłam doczekać się momentu, w którym wreszcie znajdę się w domowym zaciszu i spokojnie zacznę czytać wszystkie wiadomości z telefonu, które napłynęły do mnie w ciągu dnia.
Nagle na ekranie widzę: „Ciotka ma do oddania pianino.” Stwierdziłam, że to bardzo dobra wiadomość. W końcu Dom pod Cisem to prawdziwe miejsce z duszą. Niezwykły instrument na pewno będzie komponował się z nastrojem panującym w sklepie społecznym i kawiarence.
Zaczęłam dopytywać o szczegóły koleżankę, która pisała do mnie z Oxfordu. Okazało się, że jej ciocia mieszka w Austrii, ale pianino jest w Elblągu. Po krótkim zawahaniu stwierdziłam, że warto się w to zaangażować. Później poszło już błyskawicznie.
Odpowiedni przedmiot
w odpowiednim miejscu
Kierowniczka Domu pod Cisem potwierdziła, że pianino świetnie wpisuje się w klimat naszego miejsca. Wysłaliśmy więc informację zwrotną, że chętnie je przyjmiemy. Jednak Państwo Klińscy mieli jeden warunek: sami musimy zorganizować odbiór i transport przedmiotu.
Okazało się, że jest to trochę problematyczne, ponieważ był piątek i znajdowałam się poza domem. Należało wstrzymać oddech do poniedziałku. Po weekendzie odebraliśmy pianino i poznaliśmy osobiście jego właścicieli, którzy przyjechali do Polski na urlop. Ona dość ekscentryczna i pozytywnie zakręcona, a on łagodny i spokojny z ciętym dowcipem. Tworzyli parę ludzi, którzy jedyne czego chcieli, to by ich dobry uczynek sprawił komuś przyjemność.
W odbiór pianina dzielnie zaangażował się instruktor pracowni w Domu pod Cisem, Stanisław Sielezin oraz beneficjenci, rozwijający na co dzień swoje umiejętności w ramach projektu ECIS. Mimo, że przedmiot był ciężki i nieporęczny, Panowie dzielnie zabrali się do wynoszenia instrumentu. W pewnym momencie wydawało mi się to mało realne. Na szczęście okazali się oni wytrwali, silni i skuteczni.
W nienaruszonym stanie dostarczyli pianino do Domu pod Cisem. Dzięki temu już następnego dnia państwo Klińscy zasiedli na kanapach nieopodal pianina pod galerią darczyńców i przy kawie opowiedzieli historię swojego podarunku i pierwszego właściciela. Był nim ojciec pani Klińskiej.
Losy pianina,
czyli jak historia lubi zatoczyć koło
Pierwszym właścicielem był pan Władysław Felczak, który nigdy nie był muzykiem. Nie posiadał w dzieciństwie pianina ani żadnego instrumentu. Był ubogim chłopcem ze wsi, mającym jedno marzenie - posiadać akordeon i nauczyć się na nim grać. Niestety, było to poza możliwościami biednego chłopca.
Pan Felczak dorastał, a marzenie dalej nie było zrealizowane. W latach 60-tych wraz z żoną przyjechał do Elbląga, by podjąć pracę w Zamechu. Ich pierwsze mieszkanie znajdowało się na Zawodziu, czyli w tej samej dzielnicy, gdzie obecnie mieści się Dom pod Cisem. Pan Władysław podjął pracę po drugiej stronie rzeki, w odlewni. Niestety, mężczyzna dalej nie miał możliwości nauki grania na akordeonie, a bieżące wydatki były ważniejsze od dziecięcych marzeń.
W pogoni za marzeniami
Pojawiła się praca, dziecko, przeprowadzka do nowego mieszkania. W tamtym czasie pan Felczak skupił się przede wszystkim na swojej rodzinie. Jego sytuacja życiowa była coraz bardziej stabilna, a cel, który postawił sobie w młodości w dalszym ciągu pozostawał niezrealizowany. Żona pana Władysława wspierała męża i wraz z nim oszczędzała na upragniony akordeon. Ostatecznie mężczyzna zakupił go w wieku 50 lat.
Mimo, że pan Felczak nie potrafił na nim grać, nie stanowiło to dla niego żadnej przeszkody. Kierując się zasadą „jeśli tylko czegoś chcesz, nie ma rzeczy niemożliwych”, postanowił zdobyć nową umiejętność. W tym celu rozpoczął prywatną naukę w szkole muzycznej.
Z biegiem czasu akordeon zaczął panu Władysławowi nie wystarczać. Pojawiła się myśl, by poszerzyć umiejętności o grę na pianinie. Mimo, że mężczyzna zdawał sobie sprawę, że nie jest wirtuozem gry na tym instrumencie, postanowił podjąć wyzwanie. Jego główną motywacją była perspektywa zagrania kolęd swoim wnukom.
W tym czasie, w wieku 60 lat, pan Felczak przeszedł na emeryturę. Mimo, że pianino stanowiło spory wydatek, postanowił zainwestować w kolejne marzenie. Na ten cel przeznaczył środki pozyskane z odprawy od zakładu pracy, a także swoje oszczędności. Zakupił pianino, które dziś stoi w naszym sklepie społecznym.
Pani Anna Klińska opowiedziała o mozolnych ćwiczeniach ojca na instrumencie, który za wszelką cenę chciał nauczyć się na nim grać. Córka mężczyzny wspominała, że dawni sąsiedzi byli dość wyrozumiali. Pan Felczak jasno określił co ma się stać z pianinem i akordeonem po jego śmierci. Chciał, żeby oba instrumenty sprawiały radość innym, tak jak jemu przez długi czas. Mijały lata, a pamiątki po zmarłym ojcu dalej stały w domu. W tym roku pani Anna stwierdziła, że czas wypełnić wolę zmarłego. W ten sposób wyjątkowe pianino trafiło do miejsca z duszą jakim jest sklep społeczny. Ta niezwykła historia pokazuje, że w każdym wieku można realizować marzenia i dzielić się dobrem z innymi ludźmi.
Agata Płókarz