Kiedyś osoby pomagające charytatywnie innym nazywano „społecznikami”. Dziś to wolontariusze, którzy nie zawodzą nawet w najtrudniejszych czasach, w jakich przyszło im żyć – podczas epidemii. Gabriela Zimirowska, prezes Regionalnego Centrum Wolontariatu w Elblągu, odpowiada na nasze pytania dotyczące działalności instytucji.
- Czym zajmuje się Regionalne Centrum Wolontariatu?
- Od 19 lat Centrum Wolontariatu w bardzo ogólnym pojęciu zajmuje się rozwojem wolontariatu w Elblągu, na Warmii i Mazurach. Chodzi o rozwój w szerokim pojęciu tego słowa, bo mówimy tu i o teorii, i o praktyce, szkoleniach, przygotowywaniu liderów, organizatorów wolontariatu, ale też o przygotowywaniu potencjalnych wolontariuszy, czyli osób, które mają ochotę zacząć przygodę z wolontariatem.
- Czy jest to ciężka praca i w jaki sposób radzą sobie państwo z trudnymi sytuacjami życiowymi, które dotyczą podopiecznych instytucji?
- Każda podopieczny to odrębna historia. Każdy, bo mówimy o dzieciach i młodzieży w trudnej sytuacji, które potrzebują wsparcia czasowego lub pomocy przy odrabianiu lekcji, a także o osobach niepełnosprawnych, chorych i starszych, które potrzebują uwagi. Za każdym z tych ludzi ciągnie się jego własna historia, z którą musimy się zmierzyć. Już się przyzwyczailiśmy, że potrzebę zamieniamy w zadanie i nie istnieją sytuacje bez wyjścia. Nie ma sensu skupiać się na tym, co boli i jak jest trudno, tylko na tym, co możemy zrobić, by ten problem lub zaistniałą sytuację w jakiś sposób rozwiązać, złagodzić, czy wyprowadzić.
- Jak zmieniły się działania instytucji podczas epidemii koronawirusa? Czy potrzeby ludzi nadal są takie same?
- Zmierzyliśmy się z tym szybko, bo już na początku marca postanowiliśmy w Centrum Wolontariatu wejść w działania pomocowe, zwłaszcza na rzecz najbardziej zagrożonej grupy, czyli osób starszych i niepełnosprawnych. Właściwie rozwiązania też zaczęły pojawiać się od razu, np. świetna współpraca z naszym samorządem. Do tej pory otrzymujemy wsparcie zarówno merytoryczne, jak i w postaci płynów do odkażania, czy rękawiczek. Jeśli chodzi o znalezienie partnerów i samorząd, to nie napotkaliśmy żadnych problemów. W trakcie epidemii zgłosiło się do nas dużo osób z miasta, dzwoniąc na udostępniane numery telefonów. W tej chwili mamy jeszcze ok. 50 osób, którym stale są robione zakupy, a wcześniej to była liczba dwukrotnie większa. Codziennie odbieraliśmy dziesiątki telefonów od ludzi, którzy potrzebowali wsparcia, robienia zakupów, wyprowadzania zwierząt, czy dostarczania maseczek, ale udało nam się temu sprostać. Część osób pozwoliła sobie na to, by wychodzić, ale mamy wolontariuszy i podopiecznych, którzy wciąż współpracują ze względu na niezmieniającą się sytuację z COVID-19. Epidemia trwa nadal. To, co nas zaskoczyło i było wyjątkowym doświadczeniem, to to, że pojawiła się grupa zupełnie nowych wolontariuszy, takich, których do tej pory było najmniej. Chodzi o wolontariuszy w średnim wieku, zaangażowanych w życie rodzinne i zawodowe, a do tego, nawet ci najaktywniejsi, w tej trudnej sytuacji trafili ze swoją pomocą do potrzebujących. To fantastyczne wsparcie i pomoc. Nie chcieliśmy angażować młodzieży do 18 roku życia ani naszych seniorów z oczywistych względów. Pojawiła się ogromna, wspaniała grupa wolontariuszy w przeróżnym przekroju, bo były to np. nauczycielki, pedagodzy, policjanci, żołnierze zawodowi i studenci.
- Jaka jest najbliższa planowana akcja Centrum Wolontariatu w Elblągu?
- Przez pandemię odpadło kilka dużych wakacyjnych akcji, sportowych. Wszystkie są odwołane, więc my musieliśmy wycofać wolontariuszy. W zeszłym roku zaczęliśmy akcje z naciskiem na ekologię i będziemy je kontynuować. Na razie nie zdradzimy co, ale coś przygotowujemy i myślę, że jeżeli we wrześniu ruszą szkoły, to i my ruszymy z nowymi akcjami promującymi i propagującymi ekologię. Na pewno będzie to w Elblągu i widać, i słychać.
- Czy ludzie potrzebują wolontariuszy? Zdarza się, że odmawiają przyjęcia pomocy?
- Każda osoba, która potrzebuje wsparcia wolontariusza, musi wyrazić zgodę, żeby je otrzymać. Nie może być to np. chciejstwo rodzica, który chce, by jego dziecko uczęszczało na korepetycje, ale dziecko też musi chcieć skorzystać z czyjejś bezpłatnej, bezinteresownej pomocy. Podobnie jest z seniorami. Przez te lata wypracowaliśmy bezpieczne schematy. Wolontariusze nie wchodzą do mieszkań sami, poznajemy się trójstronnie – podopieczny, wolontariusz i przedstawiciel Centrum Wolontariatu. Zawsze robimy wywiady łączone, gdzie wolontariusz może dowiedzieć się wszystkiego o podopiecznym w naszej obecności, a potencjalny podopieczny ustalić zasady pomocy przy naszym wsparciu. Dzięki temu nie ma później niedomówień, a oczekiwania są mocno sprecyzowane. Myślę, że naszą silną stroną i ważnym aspektem w okresie pandemii było to, że mówiliśmy konkretnie seniorowi, który do nas dzwonił, kto do niego przyjdzie, jaki będzie miał numer identyfikatora, jak będzie wyglądał i się nazywał. Znając te zasady, a także lęki i obawy tych, którzy otrzymują od nas opiekę, myślę, że to buduje naszą wiarygodność i zaufanie między wolontariuszami a podopiecznymi, między Centrum Wolontariatu a naszymi beneficjentami. Właśnie dlatego ważne jest dla nas, by dobrze poznać wolontariusza i dać poczucie bezpieczeństwa osobie, która pomoc otrzymuje.
- To ważne zwłaszcza wśród seniorów, kiedy tak wiele słyszy się np. o kradzieżach metodą „na wnuczka”.
- Dokładnie tak. W trakcie epidemii wielokrotnie musiałam uspokajać, przygotowywać seniora, potwierdzać, że ja to ja, mówić, kto do niego przyjdzie, jak będzie wyglądał, jaki będzie miał identyfikator. Uspokajanie było bardzo ważnym elementem w tym czasie, który zresztą trwa nadal. Niektóre relacje między naszymi seniorami i wolontariuszami zmieniły się w bardziej rodzinne. Widzę, że wolontariusze nie tylko robią zakupy, ale również wychodzą z nimi na spacery, czy wspólnie podejmują inne zajęcia. Ci, którzy zaczęli wolontariat podczas epidemii, nadal kontynuują swoją pracę.
- Kto i w jaki sposób może zostać wolontariuszem?
- Według prawa wolontariuszem może zostać ktoś, kto ukończył 13 rok życia. To musi być ktoś, kto ma czas wolny, który chciałby ofiarować na rzecz kogoś lub czegoś. Wystarczy do nas przyjść, a tu przeprowadzimy wywiad. Dowiemy się, kim jest potencjalny wolontariusz, co ma do zaoferowania, czego chciałby się nauczyć, co powoduje, że chciałby do wolontariatu przystąpić. Wtedy szukamy kogoś, kto takiego wsparcia potrzebuje. Magiczne tu jest to, że jak jest akcja, to zazwyczaj od razu pojawia się reakcja. Kiedy przychodzi ktoś, kto potrzebuje pomocy, to dzień później lub nawet tego samego dnia przychodzi ktoś inny i mówi: „słuchajcie, mam trochę wolnego czasu i chciałbym zrobić kawał dobrej roboty”. Chwilę temu był u nas schorowany senior z ul. 1 Maja, który potrzebował kogoś, kto mógłby dowozić mu obiady. Po nim wszedł młody mężczyzna, Radek i powiedział: „spoko, codziennie mam wolne południa i będę woził temu panu obiady”. Chwila za chwilą i takie rzeczy się dzieją. Na zewnątrz tak tego nie widać. Ci, którzy pomagają, nie chcą się tym chwalić, a ci, którzy potrzebują pomocy, nie chcą się do tego przyznawać. Najtrudniej mówić o tym, że potrzebuje się wsparcia. To takie nasze ciche aniołki i anioły. Myślę, że jesteśmy tu po to, by uzupełniać luki i braki, żeby świat z naszą małą pomocą mógł iść do przodu.
Adrianna Kuzko