Nie ma tu rozumienia, że sektor może mieć wpływ na rozwój polityk publicznych, że może decydować o kierunku, w którym rozwija się dane miasto czy gmina wiejska. Nie ma takiego poczucia nawet, gdy trzeba stanąć do decydowania o formach współpracy samorządu z organizacjami. Wydaje się, że mimo niezadowolenia organizacje zgadzają się na to jak jest, stawiając się w roli biernych biorców, zgadzając się na decydującą rolę władzy. Odnosi się wrażenie, że zalęknienie o swój własny byt wywołuje odruch kurczowego trzymania niewielkich dotacji i działań, które dają złudne poczucie, że mam cokolwiek a nie nic.
Mało komu przychodzi do głowy, że można mieć więcej stawiając wyraźne wymagania samorządom i oczekując zmiany w traktowaniu całego sektora obywatelskiego, jako kluczowego realizatora działań. Nie jest naszą mocną stroną zrzeszanie się i aktywność w obronie wspólnych interesów. Łatwo dajemy się rozgrywać różnych interesariuszom życia publicznego w zamian za dobre słowo lub kilka obiecanych tysięcy, które w jakiś cudowny sposób mimo komisji grantowych trafiają tam, gdzie mają trafić. Uczestnictwo sektora w życiu publicznym to obsługa tysięcy interesariuszy sportu, zdrowia, kultury, edukacji w ramach różnych zajęć i warsztatów.
Samotnie w obronie sektora
Niewiele tu instytucji prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Samorząd ufa bardziej sobie niż obywatelom, co sprawia, że jego struktury puchną, a organizacje się nie wzmacniają. Nie wiedzieć też dlaczego utrwala się w samorządzie myślenie, że NGO to społecznicy działający za darmo tam, gdzie się nikomu nie opłaca i nie chce. Sam też z tego powodu, jeżeli już chce oddać jakieś zadanie organizacji pozarządowej bywa ono nieopłacalne i nie wykazuje zainteresowania nim żaden biznes. Z kompetencjami członków sektora też bywa różnie. W całym subregionie jest jedno centrum wspierania organizacji pozarządowych. Jeżeli były jakieś programy wspierania to albo samorząd wycofał się z nich - jak powiat ełcki i miasto Ełk - lub nie ma chętnych na realizację działań jak w powiecie giżyckim. W chwili obecnej niektóre lokalne grupy działania przy okazji swoich działań wzmacniają kompetencje NGO oraz Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej, który jest jedynym systemowym i zakrojonym na taką skalę programem, który również nie jest skierowany do wszystkich organizacji, a tych potencjalnie ekonomizujących się.
Nie wiem, czy zasmuca mnie bardziej kondycja sektora czy mentalność samorządu. Wiele razy stawałam w obronie spraw sektora samotnie i bez wsparcia, choć konsekwentnie mogę polegać na Ełckim Stowarzyszeniu Aktywnych STOPA, które jako jedyne podejmuje rękawicę. Reszta mówi, że boi się wymagać. Nie wiem dlaczego. Wiem na pewno, że strach to zły doradca, który doprowadził do tego, że w wielu gminach środki na wsparcie NGO topnieją, a programy współpracy nie zawierają wielu narzędzi oraz możliwości. Niedostateczny rozwój sektora obywatelskiego to bez wątpienia wolny rozwój regionu, czego zupełnie nie zauważają samorządy.
Kręcimy się w koło
Widać to wyraźnie w ilości wykorzystanych środków unijnych. Nie wiem dlaczego nikt nie zauważa, że sektor, który mógłby w naszą okolicę ściągnąć wiele środków, których same samorządy nie wykorzystają tego nie robi, bo brakuje mu umiejętności. Trudno było je zbudować na żebraczych dotacjach. Trudno po nie sięgnąć, gdy samorząd nie daje organizacjom na preferencyjnych warunkach lokali, budynków. Kręcimy się w koło, co oznacza również, że zmierzamy donikąd. Niezmiennie w sektorze jest wielu wspaniałych ludzi z ogromem możliwości, ale bez konsekwentnej polityki wsparcia po kilku latach Ci wspaniali ludzie znikają na mapie społecznej naszych okolic. Nie są to może innowacyjne problemy sektora, ale tu na wschodzie należy pomnożyć je razy 10, 20, może 50. Oznacza to, że potrzebujemy o wiele więcej zmiany niż reszta województwa. Zmiany odważnej, zmiany po którą sięgnie w końcu sektor części wschodniej naszego województwa.
Urszula Podurgiel
Fot. archiwum Urszuli Podurgiel