Czcionka:
Kontrast:
Kurz we włosach i książki pisane nocą
data dodania: 17.12.2019
Kurz we włosach i książki pisane nocą
Pierwsza miała być zarządcą nieruchomości, druga – pedagogiem. Obie rozwijają swoje pasje dzięki udziałowi w projektach Federacji FOSa. Luiza założyła własną firmę, Marcelina pisze książki.

- Mamy muszą mieć pasję – zapewniają Luiza Stawińska-Stasik i Marcelina Traut. – Kto, jak nie my, pokaże naszym dzieciom, że warto w życiu robić to, co się lubi i mieć odwagę, by spełniać marzenia.

Luizę Stawińska-Stasik, czyli założycielkę firmy „Matka, kijek i szmatka” najczęściej można spotkać z kawałkiem materiału lub z wiertarką w ręku. Mówi o sobie, że jest gołdapianką, która zamieszkała w Olsztynie. Zaczęła pracować mając 18 lat. Zwykle była to jednak praca za biurkiem, m.in. kantorze i w firmie telekomunikacyjnej. Wcześniej w spółdzielni mieszkaniowej i księgarni. A miała być zarządcą nieruchomości, bo takie studia właśnie skończyła.

- Nie planowałam, że będę prowadzić własną firmę. Jeszcze w ciąży myślałam, że czekają mnie co najmniej trzy lata bez pracy zawodowej, zanim synek pójdzie do przedszkola - wspomina Luiza Stawińska- Stasik. - O wszystkim tak naprawdę zadecydował... przypadek.

I wspomina:

- Kiedy skończył się urlop macierzyński zgłosiłam się do urzędu pracy i poprosiłam o szkolenie, dzięki któremu będę mogła przekwalifikować się i zdobyć inny zawód, niż ten ze studiów. Spotkałam się z odmową - opowiada. - Urzędnicy uznali, że mogę rozwijać się wyłącznie w kierunku zarządzania nieruchomościami.  Urzędniczka skierowała mnie do MOPS-u. Tam z kolei nikt nie wiedział, jakiej pomocy od nich oczekuję. Wszyscy byli zdumieni, że nie jestem roszczeniowa, a chcę się rozwijać. I tak trafiłam do Federacji FOSa. To była dobra decyzja. W FOSie mogłam liczyć na wsparcie osób, którym zależało, bym rozwijała się, osiągnęła to, co zamierzam. Dzięki temu poszłam na szkolenie stolarskie.

W stolarni spędziła dwa pracowite tygodnie. Z kurzem w nosie i we włosach z zapałem poznawała tajniki stolarstwa. Była jedyną kobietą na szkoleniu. W dodatku trzymając wiertarkę w ręku radziła sobie z nią lepiej od uczniów, którzy odbywali tam szkolenie. Tak twierdzili jej instruktorzy.

Dziś, dzięki dotacji na założenie własnej działalności, prowadzi firmę Matka, kijek i szmatka. Za nią m.in. warsztaty dla uczestników projektów FOSy, prowadziła też zajęcia w Planecie 11. Nawiązała współpracę z twórczyniami BabaFest, a teraz przed nią targi Eko-rękodzieła. Wciąż podejmuje nowe wyzwania.

- Poznaję nowych ludzi, a każde takie spotkanie przynosi kolejne pomysły - podkreśla z uśmiechem. - Cieszę się, że wezmę udział w targach, które odbędą się już w grudniu i będę mogła też powiedzieć o sobie, że jestem rękodzielnikiem. 

Podkreśla, że zawsze warto próbować. Nawet, jeśli ktoś nie uważa się za przedsiębiorczą osobę.

- Nie ma mowy, żebym się poddała. Kiedy pojawia się pomysł, zawsze podejmuję wyzwanie. Dzięki temu mam chociaż pewność, że nawet jeśli się nie uda, to na pewno spróbowałam - podkreśla z przekonaniem Luiza.

Jako Matka, kijek i szmatka tworzy rzeczy niepowtarzalne. Ekologiczne, często z materiałów z recyklingu. To ekoworeczki, których szycie zbiegło się z zakupem nowych maszyn. W pracowni stolarskiej, która mieści się w garażu, powstają drewniane skrzynie, ramki na zdjęcia i dziecięce zabawki.

- Wciąż pojawiają się nowe pomysły, ale chcę, by były eko - tłumaczy Luiza. – Chęć produkowania rzeczy z ekologicznym podejściem wynika z faktu, że jestem matką i chcę przekazać synowi dobre nawyki.

Dodaje też, że nie wyobraża sobie pracy, która nie byłaby jej pasją. By ich syn – Henryk, zapamiętał z dzieciństwa szczęśliwych rodziców, którzy realizują się każdego dnia.

- Przyjmuję każdy dzień takim, jakim jest. Podchodzę do planów ambitnie, ale nie narzucam sobie tempa - dodaje Luiza Stawińska - Stasik. - Kiedy robi się to, co lubi, nie myśli się o tym, że praca czeka. Nie, po prostu, kiedy synek śpi siadam przy maszynie do szycia i tworzę kolejne projekty. Bywa, że idę do garażu, do mojego warsztatu stolarskiego. Nigdy nie robię tego z przymusu. W końcu to moja pasja. Czasami bywa ciężko, muszę to przyznać, ale wiem, że jest warto.

Opowiada też o swoich planach.

- Marzy mi się naturalne barwienie drewna. Na razie o tym myślę, ale bardzo chciałabym zrealizować ten plan - zdradza. - Na szczęście mam oparcie w rodzinie, w mężu. Wiem, że zawsze pomaga. Kiedy prowadzi się własną działalność, ma małe dziecko, to naprawdę ważne.

Marcelina Traut na co dzień jest uczestniczką projektu Federacji Organizacji Socjalnych Województwa Warmińsko-Mazurskiego FOSa. Z wykształcenia jest pedagogiem, z pasji – autorką książek obyczajowych i dla dzieci. Urodziła się w Biskupcu, ale dziś mieszka w Olsztynie i to tutaj powstają jej książki. Z wykształcenia jest pedagogiem, ale literatura zawsze była jej pasją.

– Co lubię w pisaniu? Sam proces tworzenia. Na początku pisałam do szuflady i dzięki temu powstały trzy opowiadania – wspomina Marcelina Traut, olsztynianka. – W końcu trafiłam na wydawnictwo „Black Unicorn”, które wspiera młodych pisarzy. Wiadomo, że początkującemu autorowi nie jest łatwo, ale dużo pomagają właśnie podobne wydawnictwa.

Dziś na koncie ma m.in. powieści „ „Błękitną różę”, „Pod jednym dachem” czy „Dwie połówki jabłka”.

Literatura kobieca stała się jej pasją. W swoich powieściach pisze o relacjach, ale też opisuje współczesną miłość. Teraz w planach ma napisanie kryminału, ponieważ chce, by każda jej książka miała inny ciężar gatunkowy. W „Błękitnej róży” postawiła na opowieść awanturniczo-przygodową.

- Piraci są bardzo specyficzni, posługują się ciekawym językiem – wyjaśnia Marcelina Traut. – Są naprawdę interesujący pod względem licznych przygód i legend, które można przeczytać w starych dziennikach pokładowych marynarzy. To historie, które warto znać. Na koncie mam powieść przygodową, bajkę, książkę obyczajową, a nawet romans fantasy. Każda wynika z innych inspiracji.

Prywatnie jest mamą dwóch córek i z myślą o nich powstała historia „Przygody małpki Kiki”.

- Powieści powstają najczęściej wieczorami, kiedy mogę odpocząć od codziennych spraw – zdradza Marcelina. – To dla mnie relaks, oderwanie od rutyny, mogę przelać moje literackie myśli na papier i rozwijać swoją pasję.  Co też często mówię, moim zdaniem książka jest lekarstwem na wszystkie trudności. Czytając można oderwać się od szarej rzeczywistości, choć na chwilę znaleźć się w innym świecie.

 

Dzięki udziałowi w jednym z projektów Federacji FOSa uwierzyła, że ma wokół siebie osoby, które wspierają jej pasję. To właśnie FOSa była organizatorem jednego ze spotkań autorskich w Planecie 11.

- To bardzo dobrze, że trafiłam do projektu, ponieważ tutaj poznałam wiele ciekawych osób – podkreśla Marcelina. – Czasem mówię, że mają tak inspirujące życiorysy, że na ich podstawie mogłyby powstać kolejne powieści.  Jestem też bardzo wdzięczna za wsparcie, które otrzymałam w Federacji FOSa. Spotkałam tutaj wiele wspierających mnie osób, co jest bardzo cenne.

Co je łączy? Rodzina jest u nich na pierwszym miejscu. Spotkały też na swojej drodze osoby, które pozwoliły im uwierzyć, że mogą zawalczyć o marzenia. Marcelina pisze kolejną książkę. Luiza przygotowuje się do kiermaszu świątecznego. Mają odwagę, by mieć plan na siebie.