Czcionka:
Kontrast:
Na pomoc czworonogom
data dodania: 31.03.2021
Na pomoc czworonogom

Powiedzenie, że „pies jest najlepszym przyjacielem człowieka” znają prawie wszyscy. Wielu z nich zdoła nawet potwierdzić, że jest ono jak najbardziej trafne. Niestety nie zawsze działa wstecz. Świadczą o tym między innymi schroniska dla czworonogów, w których praca nigdy się nie kończy.

W „Psim Raju”

Schronisko „Psi Raj” w Pasłęku rozpoczęło swoją działalność w roku 2008, wtedy jeszcze jako inspektorat mający być bazą dla zwierząt zagubionych lub zabieranych z interwencji. Pani Barbara Zarudzka w chwili wcielania go w życie nie miała pojęcia, że rozrośnie się on do obecnych rozmiarów.

– Na początku zakładaliśmy, że to będą cztery, pięć psów, później było czterdzieści, sześćdziesiąt. Teraz mamy już około 170 psów. 260 zwierząt licząc z kotami – mówi Barbara Zarudzka.

Przez te wszystkie lata schronisko rozwijało się i robi to dalej, aby zapewnić godne warunki swoim podopiecznym. Praca w nim wre bez końca, pojęcie „dzień wolny” nie istnieje. Nie ma tutaj też mowy o zwalnianiu miejsca dla nowych podopiecznych kosztem starych. Tutaj wszystkie zwierzaki traktowane są jak członkowie rodziny od początku przekroczenia bram „Psiego Raju” aż na jak najdłuższy okres po adopcji. Fanpage schroniska na Facebooku pęka w szwach od przepełniających ją fotografii małych i dużych szczęściarzy w nowych rodzinach, a tych – na całe szczęście – nie brakuje.

– U nas adopcja sięga ponad 90 procent – oznajmia Barbara Zarudzka. – Mogłaby być większa, ale my sprawdzamy każdy dom. Kiedy nie możemy sprawdzić domu, sami wieziemy tam psa lub kota. Jeżeli widzę, że coś mu się nie podoba, to mówię „Nie, nie dostaniecie go ode mnie” i wychodzę. Wypytujemy, robimy wywiady środowiskowe po to, żeby zwierzęta, które są u nas, trafiały lepiej.

Dzięki temu powroty wcześniej zaadoptowanych pupili do schroniska to tutaj bardzo rzadkie zjawisko.

„Psi Raj” nie pobiera opłat za adopcje, utrzymuje się z umów z gminami, z różnego rodzaju „bazarków” i akcji, oraz z dobrej woli innych ludzi, którzy przekazują jeden procent z podatku na rzecz schroniska. Chętnie przyjmuje również podarki w postaci karmy (przy tym gorąco apelując, aby była to karma specjalistyczna, nie z marketów), koców i poduszek (oczywiście bez pierza).

Wolontariat i domy tymczasowe

Pani Katarzyna Skalska-Moraczewska udziela się w wolontariacie od sześciu lat. Większość tego czasu spędziła na współpracy z „Psim Rajem”, która zresztą trwa po dziś dzień. W zasadzie nigdy się nie kończy. Interwencje, wizyty kontrolne u kandydatów do adopcji, pomoc w opiece nad mieszkańcami schronisk - to w pracy wolontariusza zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wszystko za darmo, często nawet kosztujące zainteresowanego własne pieniądze i czas. Nie mniej jednak cel jest szczytny – bo jak nie wolontariusz, to kto? Mimo że nie jest to praca dla każdego, każdy może w tym szczytnym celu spróbować własnych sił.

– W wolnej chwili, osoba chętna, która jest „zwierzolubem” i której zależy, aby polepszyć los zwierząt, poświęca swój czas – wyjaśnia Katarzyna Skalska-Moraczewska – i zgłasza się do danego stowarzyszenia lub fundacji, czy schroniska.

Od wyboru osoby zainteresowanej zależy, jaką drogę odbędzie, jako aspirujący wolontariusz. Jeśli chodzi o stowarzyszenia i fundacje, przynajmniej raz w roku bierze się udział w zlotach wolontariuszy, gdzie opracowuje się i nadzoruje plany działania na cały rok. Ponadto między innymi prowadzi wywiady z rodzinami starającymi się o adopcje, a także służy pomocą tym, które zaadoptowały już zwierzaka. W przypadku pomocy w schroniskach chętny musi mieć ukończone szesnaście lat, odbyć kurs i zdać wewnętrzny egzamin, żeby móc potem opiekować się czworonogami czekającymi na adopcję. Jedno jednak niezależnie od wybranego kierunku pozostaje niezmienne – ta praca nierozerwalnie wiąże się z poświęceniem, z którym wolontariusz często nie mierzy się samotnie. Uroki tej pracy odczuwa bowiem również jego rodzina.

– Prowadząc wolontariat z fundacji, szczerze powiedziawszy, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę spędzałam przy telefonie bez względu na to, gdzie byłam – wyznaje Katarzyna Skalska-Moraczewska.

– Niedziela, święta, sylwester, nowy rok to dla nas normalny dzień pracy. Nie raz się zdarza, że nie wiem, jaki jest dzień tygodnia, bo codziennie pracuję – dodaje Barbara Zarudzka

Będąc już wolontariuszem, łatwiej jest zostać prowadzącym tzw. domu tymczasowego, którym zostaje się na podobnej zasadzie jak właścicielem czworonoga. Po udanej rozmowie tudzież wizycie kontrolnej, w nasze ręce trafia zwierzak, który zostanie z nami, dopóki nie znajdzie się dla niego stały dom. Przez cały ten czas zapewniamy mu pożywienie, opiekę medyczną i – w razie potrzeby – również behawiorystyczną, a z kosztów rozliczamy się ze schroniskiem, które bazując na zachowanych przez nas fakturach, zwraca nam odpowiednią kwotę. Prowadzący domów tymczasowych mają również pierwszeństwo do adopcji swojego podopiecznego, pamiętając przy tym jednak, że taką decyzję należy podjąć, zanim schronisko nie znajdzie dla zwierzęcia chętnej rodziny.

Interwencja to pomoc

Poza pomocą potrzebującym zwierzakom praca wolontariusza to też zapobieganie krzywdom, które mogą je spotkać. Wśród wolontariuszy funkcjonuje tzw. czarna lista domów tymczasowych i domów stałych, dzięki której w pewnym stopniu łatwiej zweryfikować domy, do których mają trafić adoptowane czworonogi. Mimo to – zwłaszcza w obecnej sytuacji – nie sposób jest zweryfikować każdego jednego domu. Siłą rzeczy więc interwencje to prawie rutyna w pracy wielu wolontariuszy.

Słowo „interwencja” mało komu kojarzy się dobrze. Najgłośniej bowiem jest zawsze o interwencjach poważnych, gdy w grę wchodzi krzywda zwierząt i gdy trzeba je niezwłocznie odebrać z dotychczasowego domu stałego, domu tymczasowego, czy nawet schroniska. Łatwo się więc domyślić, że żaden szanujący się właściciel zwierzaka nie chce usłyszeć własnego i imienia i „interwencji” w jednym zdaniu.

– Do interwencji nie zalicza się tylko to, że ja przyjeżdżam i zabieram psa – mówi Katarzyna Skalska-Moraczewska – ale też sprawdzenie warunków życia zwierzaka, a także pomoc.

Każdy obywatel Polski ma prawo dokonać interwencji pod warunkiem, że będzie się ona odbywać w towarzystwie organizacji zajmującej się zwierzętami i policji. W przypadku pani Katarzyny, inspektora mającego zasięg na całą Polskę, taka akcja może być przeprowadzona nawet samodzielnie. Przyjeżdża do różnych spraw. Najczęściej są to interwencje mające na celu poprawę sytuacji zwierzaka, czasem nawet na prośbę samego właściciela.

– Moje najcięższe interwencje to takie, w których ja przychodzę i żądam zmiany warunków życia zwierzaka – tłumaczy Katarzyna Skalska-Moraczewska – Kierując się ustawą o ochronie zwierząt, stawiam warunki i daję czas na ich zrealizowanie. Najczęściej jest to tydzień lub dwa. Jeżeli po tym czasie nie ma poprawy, spisuję protokół, wzywam policję w celu nadania numeru sprawie i działam.

Pani Barbara natomiast często ma do czynienia z dużo cięższymi interwencjami, takimi, które nierzadko kończą się sprawą sądową. Tak było na przykład po interwencji w schronisku w Radysach.

-W Radysach nie ma psów, ale sprawa sądowa potrwa kilka lat, ponieważ prokuratura ma około trzystu kilogramów akt do sprawdzenia. Fakt jednak, że Radysy na razie są puste, to jest nasz sukces – podkreśla Barbara Zarudzka.

Niestety schronisko w Radysach nie było jedynym schroniskiem niebezpiecznym dla zwierząt. Schronisk komercyjnych, nastawionych głównie na zysk jest pełno w całej Polsce. Nagle wstrzymywane adopcje, brak wstępu, brak wolontariatu- to tylko niektóre z cech, które powinny w głowie „zwierzoluba” zapalić przysłowiową czerwoną lampkę.

Praca wolontariusza pracującego ze zwierzętami to misja bardzo trudna, nie mniej jednak tak samo istotna. Nie jest to jedynie zapewnianie przyzwoitego bytu zwierzakom, ale też przywracanie im nadziei na happy end w ich często niewesołych historiach. Każda dodatkowa para rąk do tej pracy jest na wagę złota, więc jeśli chcesz i możesz się jej podjąć – zrób to. Jeśli natomiast nie możesz przyczynić się do tego szczytnego celu w sposób czynny – wspieraj fundacje, przekazuj jeden procent podatku, od czasu do czasu zrób upominek podopiecznym schroniska w postaci karmy i posłań... A przede wszystkim, jeśli sam masz czworonożnego przyjaciela – dbaj o niego i kochaj z całych sił każdego dnia. Jego czas jest krótki, nie ma co dawkować mu miłości.
Kamila Gielo