Czcionka:
Kontrast:
O co chodzi z tą deinstytucjonalizacją?
data dodania: 17.12.2021
O co chodzi z tą deinstytucjonalizacją?

Niektórzy są przekonani, że deinstytucjonalizacja to taka nowa europejska moda. Każą nam „to” realizować, więc pewnie przy funduszach bez tego się nie obędzie. Niewiele osób rozumie, że to konieczność i największe wyzwanie dla Polski w najbliższych dziesięcioleciach. Czym jest w takim razie owa tajemnicza deinstytucjonalizacja, od której nazwy można połamać już język.

Zgodnie z ogólnoeuropejskimi wytycznymi przejście od opieki instytucjonalnej do opieki świadczonej na poziomie lokalnych społeczności oznacza:

  • rozwój usług opartych o środowisko i rodzinę (w tym zapobieganie umieszczeniu w instytucjach)
  • przeniesienie zasobów ze stacjonarnych zakładów opieki długoterminowej w celu świadczenia nowych usług
  • planowane zamknięcie stacjonarnych zakładów opieki długoterminowej.

I jako spinacz całości:

  • powszechną dostępność usług podstawowych (np. opieka zdrowotna, edukacja, transport).

Krótko mówiąc, chodzi o jak najszersze rozbudowanie usług społecznych i zdrowotnych w rodzinie i środowisku, tak aby były jak najbliżej człowieka. I nie tylko usług wsparcia, pomagających w codziennym funkcjonowaniu, ale też usług powszechnych umożliwiających normalne funkcjonowanie np. posiadanie możliwości dojazdu, czy leczenia.

 

Czy deinstytucjonalizacja jest nam potrzebna? 

Można zapytać, po co to mamy robić? Czy tylko chodzi o zobowiązania unijne, które jako jedno z wielu trzeba realizować, ale specjalnie nie widzimy konieczności? No to może zacznijmy od kwestii oczywistych i największej grupy osób starszych.

Dziś liczba osób w wieku 70 lat i więcej wynosi blisko 4,5 mln osób, w 2027 r. będzie wynosiła ponad 6 mln, a trzy lata później tj. 2030 r. – aż 6,5 mln. Tym samym wzrost w najbliższej dekadzie to blisko 2 miliony osób. A dalej będzie jeszcze trudniej. Szacuje się, że ok. 1/3 osób w tym wieku wymaga wsparcia, więc policzcie sobie jaka to skala wyzwań.

Ocenia się, że dzisiaj rodziny opiekują się ok. 2-2,5 mln osób wymagających wsparcia  w codziennym funkcjonowaniu. Rodzina udziela pomocy 93,5% osób starszych, inni opiekunowie nieformalni – 9,3%, a pomoc społeczna – 4,0%. Tymczasem system wsparcia dla rodzin wspierających swoich bliskich jest – delikatnie mówiąc – w powijakach.

W innym badaniu dotyczącym osób 75+ wykazano, że przy obecnych trendach wzrostu liczby osób objętych usługami opiekuńczymi i osób przebywających w domach pomocy społecznej to bez dokonywania nowych działań liczba osób 75+ wspartych wyłącznie przez rodziny wzrośnie z  649 tys. do 1.037 tys. w 2030 roku. To liczby pokazujące ogromne potrzeby w zakresie usług opiekuńczych. Jeśli do tego dodamy kwestie społeczne dotyczące innych kategorii (np. osób w kryzysie zdrowia psychicznego) to należy uznać, że czeka nas wyzwanie na niespotykaną skalę.

A z drugiej strony musimy jasno stwierdzić, że sektor usług społecznych i zdrowotnych to jeden z najgorzej opłacanych. Pracownicy zarabiają skandalicznie mało i już borykamy się       z olbrzymimi brakami kadrowymi. W trakcie pandemii wydawało się, że można jasno określić, które zawody są społecznie użyteczne, a które niekoniecznie. I że przełoży się to na hierarchię płacową. Ale niestety, szybko o tym zapomniano. A to może się zemścić w nadchodzących latach. I to jest również wielkie wyzwanie jak zmiany prawne, organizacyjne i finansowe.

 

Czy deinstytucjonalizacja jest konieczna?

Deinstytucjonalizacja w istocie ma służyć podstawowej zasadzie – odnosi się do wyboru, gdzie chcemy spędzać życie. Gdzie chcemy być jeśli spotyka nas starość, długotrwała choroba, niepełnosprawność, kryzys zdrowia psychicznego czy też bezdomność. Dziś w zasadzie głównym wyborem jest instytucja. Miejsce, w którym tracimy swoje prawa osobiste. Miejsce, w którym ktoś decyduje z kim mieszkamy, jak mieszkamy, z kim możemy się spotykać. Nawet wybór koloru firanek jest poza naszym zasięgiem.

Czy rzeczywiście chcemy takiego życia? Dla nas i naszych bliskich? Dla naszych znajomych i przyjaciół? A może wystarczy rozwinąć usługi blisko człowieka, by wiele sytuacji zostało rozwiązanych.

To samo z dziećmi. Czy naprawdę placówki opiekuńczo-wychowawcze, czy domy pomocy społecznej to jedyne rozwiązanie? Tylko dlatego, że system rodzinnej pieczy zastępczej i adopcji jest niewydolny? To wszystko jest możliwe do zmiany.

To „tylko” (albo „aż”) – wyzwania związane z jakością życia naszych rodzin, nas samych.    A do tego oczywiście istnieje masa argumentów merytorycznych.

Możemy spojrzeć na tę kwestię poprzez wymiar finansowy. Niebawem samorządy nie będą  w stanie finansować kosztów swoich mieszkańców w domach pomocy społecznej (dziś to już ponad 1,4 mld zł., a za dziesięć lat blisko 4 mld.), będą szukać rozwiązań jak najtańszych co szybką drogą zaprowadzi nas do „dzikiej” prywatyzacji i bylejakości usług. Brak działań oznacza niewspółmiernie większe koszty, nawet gdyby ktoś założył, że kwestie jakości życia są nieistotne.  A jeśli rodziny nie będą w stanie łączyć pracy z funkcjami opiekuńczymi? Jakie to skutki dla rynku pracy spowoduje?

Takie przykłady można mnożyć w wielu płaszczyznach. Nie ulega wątpliwości. Po raz pierwszy mamy okazję coś solidnie zaplanować, zanim kwestie społeczne, zdrowotne  i demograficzne pojawią się w pełnej skali.

Do tego jednak potrzebujemy sensownego zaplanowania działań. I to ma umożliwić krajowa Strategia Rozwoju Usług Społecznych oraz Regionalne Plany Rozwoju Usług Społecznych. Niezbędne jest również zbudowanie sensownego sojuszu niekomercyjnych podmiotów i instytucji. Musimy stworzyć partnerstwo publiczno-społeczne sektora społecznego i publicznego, które zbuduje solidny fundament programowania i realizacji usług społecznych. Usług, które są niezbędne dla dobrej jakości życia nas wszystkich. 

Cezary Miżejewski

Fot. pixabay.com