Czcionka:
Kontrast:
O pomaganiu w trzecim sektorze
data dodania: 04.02.2020
O pomaganiu w trzecim sektorze

W sektorze poruszamy się nieustannie w obszarach pomagania i wsparcia. Różnimy się celami statutowymi, obszarami, które wybieramy do naszej działalności, ale niezmiennie wszyscy jesteśmy spod znaku osoby skierowanej na pomoc. Nie oznacza to jednak, że w tej postawie jesteśmy tacy sami.

 

Głęboka motywacja, która jest w nas może mieć różne zabarwienia i wynikać z różnych potrzeb. Jedni rezonują ze sprawiedliwością i ona uruchamia pokłady energii, która ciąży do zrównoważenia jej braków. Głębokie poczucie sprawiedliwości chce dodawać jej tam, gdzie wyraźnie widać jej braki. Dużą grupę stanowią empaci. Osoby z bardzo dużą wrażliwością, łatwo przejmujące energię wszelkich niedoborów, krzywd, cierpienia. Działanie w obszarze pomocowym daje im szansę na radzenie sobie z tak głębokim odczuwaniem i zmniejsza napięcie.

Mamy również osoby, które same w swoim życiu doświadczyły trudów. Wykuły się w jakiejś życiowej walce, w której stały się ekspertami i dodały do swojego życia element dzielenia się tym. Wiele tutaj też osób, które ciągle wewnętrznie cierpią, czują bezradność, a ratowanie innych jest dla nich synonimem ratowania siebie lub bliskich, co do których mają poczucie, że nie udało im się ich uratować. Jeszcze inni obok pomocy indywidualnym ludziom widzą konieczność budowania systemu opartego na solidarności. Pewnego rodzaju świata doskonałego, co sprawia, że do naszego krajowego kulawego systemu dorzucają horyzontalne projekty, których zadaniem jest pokazywanie, że możliwe jest zbudowanie społeczeństwa dobrego dla wszystkich. Nie brakuje też oczywiście osób, które kierują się własnym ego. Pomagają, bo to pozwala im budować swój wspaniały wizerunek.

 

 

Zapewne nie są to wszystkie ukryte w nas głęboko motywacje. Nasza tysiącletnia łacińska kultura zakorzeniła w nas, że właściwe pomaganie to te bezinteresowne. Patrząc jednak na nasze psychologiczne mechanizmy wolę mówić, że może bardziej chodzi o to, by było jak najbardziej w miłości do drugiego człowieka i wdzięczności. Co nie przeszkadza czuć nam satysfakcję, przyjemność, ulgę, poczucie ważności, znaczenia. Nie powinno to na pewno podlegać ocenie. Wszystko co przynosi dla kogoś ulgę, wolność i dostatek jest czymś co powinno istnieć i to po obu stronach. Wspierającego i korzystającego ze wsparcia.

Jest tu pewna relacja, która ma również swoje prawa. Nazywam ją często wymianą dobra. Nie chodzi tu przymus odpłacania, który wynika z tego, że nie umiem czegoś dostać za darmo, że nie czuję się wystarczająco dobry, ważny, żeby to dostać i uruchamiam mechanizm tzw. odpłacania. Chodzi tu o tworzenie postawy wdzięczności. Jestem wdzięczny ludziom, światu, jakiejś sile wyższej, że o mnie dba, że jestem bezpieczny. Jestem wdzięczny i chcę również miłość, której doświadczyłem w tym pomaganiu przekazać dalej. Wraca ona do osoby, która mi pomogła lub płynie dalej do innych. W naszej codzienności zazwyczaj tego nie doświadczamy. Większość osób, którym pomagamy nie stają do odpowiedzialności za swoje życie. Oznacza to, że po prostu uważają, że inni powinni ich życie naprawiać, dawać im to co się rzekomo należy, załatwiać za nich wiele spraw.

Znana nam - społecznikom roszczeniowość wita nas prawie u każdych drzwi naszych podopiecznych. Ten rodzaj postawy sprawia, że dawca najzwyczajniej w świecie wyczerpuje się. Nie ma tu wdzięczności, nie ma tu wymiany dobra, jest tylko czerpanie i to często dość agresywne. Coraz częściej mówi się głośno o tym, że jesteśmy po prostu wypaleni. Nie ma innej drogi, gdy brak jest tej prostej równowagi. Po prostu kończą się nam siły, a za tym przychodzi wiele zwątpień. Działamy więc w bardzo trudnym obszarze, gdzie trzeba bardzo wiele dać, a zasobów na to jest za mało. Widać to nawet po materialnej kondycji naszych organizacji pozarządowych. Bardzo często w związku z tym sięgamy po to co tylko mamy, nadwyrężając siebie.

Co z tym robić?

Po pierwsze nauczyć się dbać o siebie. Miłość do siebie nie ma nic wspólnego z ego, które czuje się ciągle niedocenione i domaga uwagi. To troska o wszystkie moje siły witalne. O moje ciało, o moją psychikę. To sztuka odkrycia, gdzie mam swoje granice i dbanie, by nie zostały przekroczone. Możemy sobie tutaj postawić pytania: jaka jest dla mnie optymalna ilość pracy codziennej, w jaki sposób odpoczywam, jak się regeneruję, czego potrzebuję, żeby dobrze spełniać swoje zadania. Z czym sobie nie radzę i co mogę zrobić, żebym mógł radzić. Choć często wydaje nam się, że etos pomagania wymaga największych poświęceń to śmiem tu napisać, że absolutnie nie. Zbyt dużo wokół mnie osób, które po prostu zniknęły z 3 sektora.

Wyznaczenie swoich granic to również postawienie ich naszym podopiecznym. Napisałam wyżej, że wiele wśród nich osób, które nie chcą brać odpowiedzialności za swoje życie. Skuteczne pomaganie to te, które nie ratuje w każdej chwili i gasi pożary. To wsparcie tak i na tyle, żeby osoba za każdym razem potrafiła sama coraz więcej. Czasem po ocenie sytuacji to odmowa, to propozycja, żeby osoba spróbowała poradzić sobie sama. Wiele tu potrzeba naszej mądrości i dystansu do własnych emocji, by nie wpadać w amok ratowania. Granice, które możemy postawić naszym podopiecznym to być może jedyna sytuacja w ich życiu, gdzie ktoś właśnie w ten sposób mówi do nich: wierzę w Ciebie, ufam Ci, spróbuj.

Kolejną rzeczą jest oczywiście znalezienie pomocy dla siebie. Kto mnie wspiera? Na kogo mogę liczyć. Kto superwizuje moją pracę? A może sam potrzebuję terapeuty? „Pomagacz” to nie Bóg, być może jakieś jego odbicie, ale właściwie zwykły człowiek. Nie ma prowadzenia procesów dla innych, gdy sami nie jesteśmy w procesie i ciągłym rozwoju. Nie dla perfekcjonizmu. Dla wolności. Żeby umieć dać naszym podopiecznym nie to co, czego od nas żądają, a to czego potrzebują trzeba by rozumieć siebie, swoje emocje, swoje właśnie motywacje. Daje to dystans, spokój i uczy trafnych decyzji. Oczywiście polecam tu każdy rodzaj medytacji i wglądu w siebie.

Nieustannie afirmuję ludzi z NGO, choć mamy i w samorządzie mnóstwo wspaniałych ludzi, ratowników świata. Życzyłabym sobie, żebyśmy mądrzej zarządzali tym wsparciem, byli uważni na siebie i innych. Dawali innym, ale sobie najbardziej to, czego potrzebujemy. Życzę sobie zestarzeć się z Wami w tej drodze. Dziś, w okresie wychodzenia z wypalenia uczę się równowagi i Wam jej życzę.

Urszula Podurgiel