Streetworkerzy mają pokazać różne możliwości, nie dają gotowych rozwiązań. Ważniejsze od skończonych kierunków, ukończonych kursów i certyfikatów, jest to, czy jesteśmy prawdziwi. Rozmawiamy z Michałem Łebskim, prezesem Human „Lex” Instytut z Ełku.
- Wychodzi na to, że streetworkerzy z Ełku działają nie tylko na swoim terenie. Wróciliście właśnie z Niemiec. Co tam robiliście?
- Tak, to był wyjazd związany z projektem, który realizujemy od kilku lat. Spędziliśmy dzień na planie filmowym, przygotowaliśmy nowy materiał i wróciliśmy do Ełku. Było ciężko, ale udało się. Męcząca była sama podróż, bo to dość spora odległość. Jednak to bardzo ważne dla nas przedsięwzięcie.
- Czego dotyczy?
- To część istotnego dla nas projektu filmowego, który prowadzimy od lat. Projekt „Dziurawa Skarpeta” na początku poświęcony był tematyce bezdomności m.in. w Ełku i Londynie. Obecnie dotyczy problemu migracji. Dlatego też w 2020 roku znaleźliśmy się na greckiej wyspie Lesbos, gdzie pojechaliśmy, by stworzyć film o uchodźcach. Niestety już w trakcie drugiej nocy naszego pobytu, Moria doszczętnie spłonęła w pożarze. Nie udało się z ludźmi z tego obozu spotkać osobiście, ale kontynuowaliśmy projekt zdalnie, kierując się wyzwaniami, które wymyślili. Zadaniem, jakie postawiła nam jedna z tych osób – Yaser, było znaleźć kogoś, kto słucha metalu i zapytać go o ulubiona kapelę oraz utwór. Udało się to zrobić, a dodatkowo w Niemczech Yaser mógł rozmawiać z założycielem jednej z najsłynniejszych kapel death metalowych na świecie, czyli Cannibal Corpse. Chłopak z Morii – Yaser, przeprowadził wywiad z muzykiem z tej ekipy w czasie jednego z największych festiwali muzyki metalowej Party San Open Air Metal Festival.
- Można więc powiedzieć, że działalność ełckich streetworkerów łączy również międzynarodowe społeczności.
- Tak i dzieje się tak od kilku lat. Prowadzimy współpracę międzynarodową, działamy z organizacjami z innych krajów.
- To imponujące, że streetworking dziś to połączenie najlepszych praktyk z całego świata. Jeszcze kilka lat temu praca pedagogów ulicy wyglądała zupełnie inaczej. Dziś wiele zmieniła też pandemia?
- Tak, choć zależy nam, by ta praca wyglądała tak jak kiedyś. Rzeczywiście streetworkerzy musieli się zmierzyć w swojej pracy z zupełnie innymi wyzwaniami. Kiedyś spotykaliśmy się z buntem, rodzajem niedostosowania, czasami z uzależnieniami. Teraz pojawiło się niestety wiele zagadnień związanych ze zdrowiem psychicznym. Dzieci i młodzież dotyka depresja, pojawia się coraz więcej samookaleczeń i innych sytuacji niebezpiecznych, a skala tego zjawiska niestety nie maleje. Wręcz przeciwnie, narasta. Stąd też nasze działania muszą być ukierunkowane na przedsięwzięcia, które zaangażują dzieci i młodzież tu i teraz, w realu. By nie znikały w przestrzeni Internetu, a zaangażowały się w codzienność i interakcję z rówieśnikami, innymi ludźmi. Prowadzimy obecnie dużo projektów z partnerami zagranicznymi, co jest atrakcyjne, więc przyciąga dzieci i młodzież.
- Czy dziś pedagog ulicy nadal musi być w środowisku, by jego praca przyniosła efekty? Jakie cechy charakteru pomagają w tej pracy?
- Wystarczy, a może przede wszystkim, trzeba być sobą. Młodzież w pracy ceni szczerość i pełne zaangażowanie, więc musimy sprostać tym oczekiwaniom. Ważniejsze od skończonych kierunków, ukończonych kursów i certyfikatów, jest to, czy jesteśmy w naszej pracy prawdziwi. Jesteś prawdziwym streetworkerem, kiedy masz w sobie naturalną potrzebę spotykania się z ludźmi. Trzeba też nastawić się na to, że to nie jest praca w wyznaczonych godzinach. Tutaj trzeba być dyspozycyjnym popołudniami, w weekendy. Do tej pracy, jak wspomniałem wcześniej, nie przygotują żadne studia. Tutaj ważniejsze są predyspozycje i chęć pomagania innym, otwartość na nich, zaangażowanie, umiejętność nawiązywania relacji z dziećmi i młodzieżą.
- A czy nie jest tak, że dziś największym problemem jest to, że dzieci czują się samotne?
- Tak, dokładnie. To zjawisko niestety pogłębiło się jeszcze bardziej po pandemii, kiedy dzieci przymusowo zostały zamknięte w domach. Dziś trudno wrócić do tego, co było przed pandemią. Obecnie niestety coraz częściej dzieci i młodzież zmagają się z depresją, pojawiają się myśli samobójcze.
- Trzeba też w tej pracy pomagać z całych sił, dbając również o to, by wciąż mieć energię do pracy. By zbyt szybko nie stać się ofiarą wypalenia zawodowego, które często dotyka osoby zajmujące się w swojej pracy pomaganiem innym.
- Dlatego streetworkerzy mają superwizje, zarówno wśród współpracowników, jak i te prowadzone przez specjalistów. Superwizje (rodzaj konsultacji terapeutycznej pomagaczy – red.) są podstawą w naszej pracy. Takie spotkania są po to, by mieć możliwość przedyskutowania pewnych problemów, szukania rozwiązań.
- Wasza młodzież podejmuje bardzo ciekawe działania. Wśród nich widziałam m.in. malowanie ogrodzenia Terenowej Stacji Wojskowego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Ełku.
- Tak, to była inicjatywa grupy Karola Malinowskiego. Zespół sam wymyślił przedsięwzięcie, a opiekun jedynie wspierał go w tym działaniu. Za nami obóz wakacyjny, w którym wzięło udział 40 osób. Grupy są coraz większe, co cieszy, jednak jest również dużym wyzwaniem. Mamy satysfakcję, bo wszyscy uczestnicy byli bardzo zadowoleni i są zainteresowani kolejnymi wyjazdami. To dobry sygnał.
- To też pokazuje, że wasze działania muszą zmieniać się, by sprostać oczekiwaniom.
- Tak, to proces. Jestem streetworkerem od 2011 roku. Zaczynałem pracę z dwiema grupami i ta praca wcale się nie zakończyła. Dziś to dorośli ludzie, niektórzy założyli już rodziny, ale wciąż mamy ze sobą kontakt. Inny rodzaj relacji, ale nadal pracujemy projektowo. Mamy wyjazdy międzynarodowe, prowadzimy różne przedsięwzięcia
- Kiedy spotykacie grupy z innych krajów, o czym opowiadają? Z jakimi problemami muszą zmierzyć się streetworkerzy np. w Wielkiej Brytanii czy w Czechach?
- Niektóre nich są podobne do tych, z którymi mierzymy się u nas, ale są też zupełnie inne. W Czechach wciąż duże jest zjawisko uzależnienia od narkotyków przyjmowanych dożylnie, szczególnie w dużych miastach. U nas występuje to już w niemal śladowej postaci, tam sytuacja przypomina naszą z lat 80. W Wielkiej Brytanii znów społeczeństwo jest bardzo mocno wielokulturowe, co też rodzi wiele problemów i konfliktów. To jest coś, co będzie czekało nas lada moment.
- Co teraz jest dla pana najważniejsze w pracy?
- Wydaje mi się, że jesteśmy organizacją stabilną i ukierunkowaną na jeden cel w działaniu. Zajmujemy się tym samym od lat. Skupiamy się na pracy w społecznościach z dziećmi i młodzieżą. Nie mamy też zamiaru tego zmieniać. To przynosi efekty, ponieważ odzywają się kolejne samorządy, które chcą z nami współpracować. Obecnie prowadzimy streetworking m.in. w Ełku, Olecku, wdrażaliśmy tę metodę w Giżycku i w Prostkach, a teraz chcielibyśmy pomóc wystartować ze streetworkingiem w Orzyszu. To jest dla nas najbardziej cenne, że niezmiennie dążymy do celu, który jest ten sam od lat.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
Fot. archiwum Human „Lex” Instytut