Czcionka:
Kontrast:
Lepiej dwa razy dołożyć niż raz wyrzucić
data dodania: 23.12.2022
Lepiej dwa razy dołożyć niż raz wyrzucić

– Najdroższa żywność to ta, którą wyrzucamy do kosza. Najpierw wydajemy pieniądze na jej zakup, przechowywanie i przetwarzanie, a potem za jej wywóz i utylizację – mówi Marek Borowski. Z prezesem Banku Żywności w Olsztynie rozmawiamy o niemarnowaniu żywności i o tym, jak przez dwie dekady zmieniła się organizacja.

- Skąd wziął się pomysł na założenie Banku Żywności w Olsztynie?

- Pod koniec lat 90. potrzeby społeczne w regionie były ogromne, bo jeśli chodzi o ubóstwo, to Warmia i Mazury znajdowały się na szczycie ogólnopolskiej listy. Stąd prosta droga do powstania naszego Banku, a jako że w tamtym czasie byłem członkiem rady fundacji Banku SOS w Warszawie, to znałem realia działania takiej organizacji i wiedziałem, w którą stronę pójść.
W pierwszych miesiącach działalności zaczęliśmy pracę u podstaw. Miałem już doświadczenia w pozyskiwaniu żywności, nawiązywaliśmy kontakty ze schroniskami dla bezdomnych, domami dla samotnych matek, organizacjami zajmującymi się dziećmi, badaliśmy ich potrzeby. Pracowaliśmy w niewielkim, trzyosobowym zespole, ale już po czterech miesiącach udało się nam pozyskać 40 ton żywności. To był doskonały wynik i zapowiedź tego, że nasze działania mają sens.

- Pamięta Pan pierwszą zbiórkę żywności?

- Oczywiście! Zebraliśmy około 5 ton żywności, którą przechowywaliśmy w pomieszczeniach biurowych, zastawiając pokoje po sam sufit makaronem, mąką, ryżem, czy olejem. Wokół krzątali się podekscytowani wolontariusze, którzy zdumieni mówili, że nie spodziewali się takiego wyniku. Myślę, że wszyscy zdaliśmy sobie wówczas sprawę, ile można zrobić dobrego, jeśli działa się wspólnie.

- Dwie dekady temu u fundamentów powstawania Banku stała walka z niedożywieniem oraz ratowanie żywności przed zmarnowaniem. Czy cele się te zmieniły?

- Rzeczywiście naszym pierwszym celem była pomoc społeczna i idea pomagania drugiemu człowiekowi. Uważam, że nigdzie na świecie nie powinno być tak, że kogoś nie stać na podstawowe rzeczy zaspokajające jego egzystencję. A żywność jest jedną z takich rzeczy.

Na początku działalności Banku trudno nam było przebijać się z komunikatem dotyczącym niemarnowania żywności. Gdy rozmawiałem o tym problemie z kierownictwem sieci handlowych, to traktowany byłem jako osoba, która chciałaby zakłócić lub ograniczyć sprzedaż, bo sieci wychodziły z założenia, że liczy się przede wszystkim handel. A co dalej się stanie z tą żywnością? To już nie miało znaczenia. Po kilku latach mówienia o tym problemie, jako jedni z pierwszych, którzy zrozumieli, że to ważna kwestia, byli przedstawiciele Tesco oraz Piotra i Pawła.

Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że ludzie mają niski poziom wiedzy na temat żywności i sposobów jej przygotowywania, więc zaczęliśmy ich edukować. Cały czas jednak byliśmy blisko człowieka i w pierwszych latach istnienia często korzystaliśmy z pomocy bezdomnych, co sprawiło, że podjęliśmy w tym zakresie współpracę z Centrum Integracji Społecznej. Część z tych osób z nami została, znajdując zatrudnienie. Dziś sektor związany z aktywizacją zawodową i społeczną w naszej działalności rozrósł się i stał się ważnym ogniwem wsparcia.

Obecnie realizujemy projekty, które dotyczą zarówno aktywizacji rodzin, jak i osób indywidualnych. Jakiś czas temu rozpoczęliśmy innowacyjne projekty, oparte o metodę learning outdoor, którą zaczerpnęliśmy ze Szkocji.  To działania adresowane do osób młodych, polegające na wyprawach do lasu, poznawaniu siebie i pracy z trenerami i psychologami. Efekty są zaskakujące, bo uczestnicy dowiadują się o sobie nowych rzeczy, otwierają na wyzwania, co skutkuje tym, że podejmują pracę lub dalsze kształcenie.  

- Banki żywności kojarzą się z organizacją charytatywną, która środki na swoje działania pozyskuje z dotacji i źródeł zewnętrznych. Czy tak jest w przypadku Banku Żywności w Olsztynie? 

- Próbujemy rozłożyć te akcenty inaczej. Od kilku lat kładziemy nacisk na rozwój przedsiębiorczości. Zaczęliśmy od przedsiębiorczości w obszarze ekonomii społecznej, tworząc m.in. kilka spółdzielni socjalnych. Z czasem jednak uruchomiliśmy własną działalność gospodarczą – Kuźnię Społeczną – w której zatrudniamy około dwudziestu osób. W Kuźni prowadzimy przestrzeń coworkingową, wynajem biur, restaurację, hostel, kuchnię warsztatową. Zysk z tej działalności przeznaczamy na działania statutowe banku.

W ramach tej działalności realizujemy również projekty wsparcia przedsiębiorców. Nasze doświadczenie pozwala nam wspierać innych w rozwoju, co wydaje się pewną kompleksowością, bo zaczynamy pracę z człowiekiem od udzielenia mu pomocy żywnościowej, potem go aktywizujemy i edukujemy, na końcu stawiając na rozwój przedsiębiorczości, czyli usamodzielnianie się.  

- A jak na działanie Banku wpłynęła wojna w Ukrainie?

- Od razu włączyliśmy się w działania. Zawarliśmy partnerstwo z Warmińsko-Mazurskim Urzędem Wojewódzkim. Prowadzimy dla niego magazyn darów dla uchodźców, którzy są w naszym regionie i darów, które trafiają do Ukrainy.

Oprócz tego w hostelu gościmy około 40 uchodźców. Realizujemy także kilka projektów, które dotyczącą aktywizacji osób z Ukrainy. Przygotowujemy je do pracy w zawodzie kucharza, uczymy języka polskiego, w tym specjalistycznego kulinarnego, prowadzimy doradztwo zawodowe. Wierzmy, że te działania pozwolą tym osobom na usamodzielnienie i odnalezienie się na polskim rynku pracy.

- Zbliżają się święta. To chyba jeden z trudniejszych, gorętszych okresów w Banku?

- Skupimy się w tym czasie na dwóch rzeczach. Jedną będzie Świąteczna Zbiórka Żywności, która odbędzie się w całym województwie w dniach 25-26 listopada. Będziemy również edukować w kwestii niemarnowania żywności. W tym okresie zwracamy uwagę na to, żeby w święta przygotowywać małe porcje jedzenia, umawiać się z rodziną, kto i co przygotuje, aby wszystko można było zjeść, bo najczęściej jest tak, że w święta cieszą się tylko nasze śmietniki. Pamiętajmy o tym, że najdroższa żywność, to ta, którą wyrzucamy do kosza. Najpierw wydajemy pieniądze na jej zakup, przechowywanie i przetwarzanie, a potem trafia ona do kosza, co generuje opłaty za wywóz odpadów. Na końcu jest jeszcze utylizacja. Według różnych danych, zutylizowanie żywności o wartości złotówki to koszt ośmiu złotych!

- Może ma Pan jakieś uniwersalne rady dla tych, którzy od zaraz chcą ograniczyć marnowanie żywności?

- Cieszę się, że coraz częściej rozmawia się o tym problemie, bo oprócz kwestii moralnych, dyskutuje się o niemarnowaniu pod kątem zagrożenia dla środowiska i zmian klimatu. Jeśli każdy z nas zacznie pozytywne zmiany od siebie i będzie stosować jedną - dwie zasady dotyczące niemarnowania, to w wymiarze globalnym będzie to ogromna zmiana.

Po pierwsze, planujmy zakupy. Jeśli tego nie zrobimy, to z reguły zawsze kupimy więcej, niż jest nam potrzebne. Drugą kwestią jest przechowywanie żywności. Okazuje się, że większość z nas ma niewielką wiedzę, jak prawidłowo to robić, na których półkach w lodówce układać odpowiednie rzeczy i w jakich temperaturach je przechowywać. Lodówka nie jest ogromną szafą, do której możemy włożyć wszystko w dowolnej ilości.

Kolejną rzeczą jest przetwarzanie. Jeśli coś nam zostało, to warto to przetworzyć na kolejny posiłek, a jeśli zostało nam dużo, to zastanówmy się, jak to przechować, pasteryzować, czy zamrozić. Niestety, najczęściej jest tak, że jeśli już zadbamy o to, aby przechować produkt, to potem o nim zapominamy i jedyne, co się zmienia, to termin wyrzucenia żywności.

Jeżeli mamy za dużo jedzenia, możemy się nim podzielić. Już niemal w każdym większym mieście są lodówki społeczne. Pamiętajmy: trzeba chcieć zacząć coś robić z niemarnowaniem żywności. A zacząć możemy już od prostej rzeczy: nakładajmy sobie na talerz tyle, ile jesteśmy w stanie zjeść, bo zawsze można zrobić dokładkę. Lepiej dwa razy dołożyć niż raz wyrzucić.

- Na koniec wróćmy do Banku. Jaka jest przed nim przyszłość?  

- W dalszym ciągu będziemy skupiać się na pozyskiwaniu żywności i dostarczaniu jej do grup, które jej potrzebują. Stale będziemy edukować wszystkie grupy społeczne, w tym kucharzy, w kwestii niemarnowania żywności. Im lepiej wykształcimy społeczeństwo, tym mniej się będzie marnowało.

Nie tracimy z oczu człowieka, bo ten jest wciąż dla nas ważny, dlatego będziemy realizować projekty aktywizacyjne i rozwijać przedsiębiorczość, szczególnie w obszarze ekonomii społecznej.

 

Karol Fryta

fot. Robert Szaban