Siadam do zaległego artykułu dla Sylwii. Jestem w drodze z powrotu z wizyty lekarskiej dziecka w Warszawie, a powrotem do pracy. Właściwie z niej nie wyszłam. Wczoraj będąc między wizytą lekarską, a zapakowaniem pozostałych dzieci do pociągu w kierunku Opola, kupowaniem potrzebnych rzeczy w Złotych Tarasach oraz wizytą w nowej szkole Marysi odpowiadałam na wiadomości i maile.
Teoretycznie nie mam synchronizacji maila zawodowego z telefonem, ale niektórzy mają ten drugi mail. Poza tym messenger mimo braku powiadomień działa cała czas. A ja to czytam i odpowiadam, bądź piszę z obawy, że o czymś zapomnę lub z obawy, że moja dość długa lista działań zrobi się coraz dłuższa. Podobno, gdy praca jest pasją to nie grozi nam wypalenie. Nic bardziej mylnego. Mnie moje pasje wypalają doszczętnie. Tak jakbym bała się jakiejś straty, boję się odpuścić. Tak bardzo i tak łakomie chcę doświadczać, że nie mogę się pohamować. Ruch nadmiernego zagarniania doświadczeń to bezruch niedoboru. Czego? Czego tak mi brak, że tak bardzo chcę zagarniać, czuć, żyć, nie odpuścić?
Być może to chcieć „znaczyć”, „być ważnym”, bo tak długo nie byłam ważna dla nikogo, że potrzebowałam doświadczenia „bycia ważnym” dla wielu? Chciałam zobaczyć w innych to, że mogę „znaczyć”, że mogą mnie potrzebować, ze bywam niezastąpiona? Zawsze niezawodna, dostępna w prawie każdej minucie. Ta waga mnie pyta ile ważę dla siebie? Ile znaczę dla siebie? Na ile jestem ważna sama dla siebie, gdy tak bardzo szukam tego znaczenia u innych?
Być może to kontrola. To ja chcę decydować kto, jak i ile? Nie chcę ryzykować doświadczać tego od innych, bo może być to dla mnie trudne. Inni mogą przekraczać moje granice, chcieć ode mnie więcej, przez innych czasem mam więcej pracy. Inni może zobaczą mnie prawdziwą i pomyślą, że nie jestem taka wspaniała jakbym chciała? Kontrola pozwala nie podchodzić za blisko. Blisko bywa bardzo ryzykowne. Wymaga jednak ciągłej czujności, bycia krok przed innymi, ciągłego decydowania. Kontrola mnie pyta co boję się pokazać? Czego nie chcę widzieć w sobie?
Obecność. Co stracę, gdy mnie nie będzie? Co może sprawić moja nieobecność. Czegoś się nie dowiem, czegoś nie doświadczę? Nie będę mogła stać się jeszcze lepsza. Ucieknie mi jakaś wiedza, jakaś możliwość doskonalenia, poznania, poszerzenia mojej świadomości. Nieobecni nie mają też wpływu. Nie decydują. Coś ich omija. Ktoś ich omija? Obecność mnie pyta dlaczego ciągle jestem z siebie niezadowolona? Dlaczego obawiam się, że ktoś może być lepszy?
Być może potrzeba bezpieczeństwa? Ucieknie mi kontrakt, nie dostanę więcej pieniędzy. Przecież są ważne i nie mogę sobie pozwolić na stratę. Potrzebuję więcej pieniędzy. Samodzielnie wychowuję dzieci a poza tym mam też marzenia. Moje pieniądze zależą tylko ode mnie. Muszę o nie zabiegać. Nie jestem bezpieczna w tym świecie, inni o mnie nie zadbają. Moje bezpieczeństwo pyta mnie dlaczego tak mało ufam i polegam na innych? Dlaczego nie ufam, że Moc zadba o wszystko czego potrzebuję?
A może to też nie rozumienie, że wszystko co mi się wydarzy nawet wówczas, gdy odpuszczę wydarzy się właściwie i dobrze dla mnie? Trzymam więc uparcie ze strachu przed stratą, a ten nadmiar mnie po prostu wypala. Napisałam Wam kilka śladów mojego ruchu, który ciągle w sobie odnajduję, a który sprawia, że tak często jestem zmęczona. Jestem przekonana, że jest tego więcej. Niedobór wywołujący niepohamowane branie jest jak impuls w oddechu. Wydaje nam się konieczny do życia. Ten impuls, który zapewnia nas, że umrzemy bez niego trudno jest zatrzymać, wyciszyć, dać sobie doświadczenie, że można go napełnić w sposób zharmonizowany i bezpieczny. Wszystko rozgrywa się w naszym sercu, w naszej miłości do nas, do siebie. W naszej wadze nas samych dla nas, tego ile dla siebie znaczymy i ufaniu, że wszechświat po prostu o nas zadba i da nam to co najlepsze, nawet w trudnym jego doświadczaniu. Ruch do nas wyrównuje ruch do innych i ruch od. Te dwa ostanie w przypadku braku wewnętrznej równowagi po prostu wypalają. Ponieważ sprawiają potrzebę ciągłego bycia, istnienia i działania. Dlatego tak trudno nam się wyłączyć.
Teoretycznie wiemy, że wypalenie to konsekwencja braku umiejętności stawiania granic. Nie zawsze jest jednak jasne dlaczego nie umiemy tego zrobić. Nie daję Wam tu praktycznych rad z zarządzania własnym czasem. Mam poczucie, że wiemy wiele, ale bazą do zmiany jest dopiero głęboka świadomość tego ruchu bądź bezruchu, który pojawia się w nas i niesie jakieś konsekwencje. Kończę pisząc znowu w jakimś międzyczasie, z myślami przy liście zadań i dzieckiem w tle, które lubi dużo mówić. Doświadczam jednak, że oddaję mojej asystentce coraz więcej i coraz częściej potrafię być w nieobecności dla innych, by być obecna dla siebie. Te małe doświadczenia, które daję sobie są jak nauka życia na nowo.
Urszula Podurgiel